Od ziarenka do drzewa miłości...


 Wykonujemy wiele rzeczy. Zewnętrzny świat wypełniony jest tysiącami spraw i zmagań. To wszystko jednak może okazać się morzem bezsensu. Dlatego potrzebny jest horyzont sensu.  Tym sensem życia człowieka jest nieustanny wewnętrzny rozwój w postawie miłości. To  droga od „nie kocham”, poprzez „chcę kochać” do „kocham”. Najgłębiej pokazuje to życie autentycznego chrześcijanina, dla którego wszystko skoncentrowane jest na tym, aby zdobyć Ducha Świętego czyli miłość w Jezusie Chrystusie.

           Dostrzeżenie wspomnianego sensu życia to już bardzo dużo. Zarazem niewiele z tego może wyniknąć. Istnieją bowiem konkretne prawa rozwoju miłości. Trzeba je respektować, aby rozwój nastąpił i mógł prawidłowo przebiegać. Pierwsze prawo można nazwać „prawem ziarna gorczycy”. Ziarenko to jest początkowo malutkie, ale potem w miarę wzrastania staje się wielkim drzewem. Na początku drogi trzeba uznać swój status jedynie malutkiego ziarenka. Błędem jest chęć bycia od razu drzewem. Pokusa: jestem małym ziarenkiem i już nic ze mnie nie wyrośnie. Takie podejście rodzi zniechęcenie i często w ogóle uniemożliwia rozpoczęcie jakiejś drogi wzrostu. W sumie podobnym błędem jest zachłyśnięcie się ewentualnym początkowym sukcesem. Coś może mieć pozór drzewa, ale w rzeczywistości nie ma korzenia. Taki błysk światła, który jest wprawdzie oślepiający, ale trwa tylko chwilę.

          Rzeczywista droga rozwoju miłości polega na uznaniu, że na początku jestem malutkim ziarenkiem. Tym ziarenkiem jest pokorne uznanie, że nie potrafimy kogoś lub czegoś kochać. Takie wypowiedziane do bólu, bez żadnego owijania w bawełnę: „Nie kocham”. Nie kocham tego człowieka. Nie kocham męża. Nie kocham żony. Nie kocham dziecka. To zbawienne wyznanie. Stwarza realną możliwość ewentualnego dalszego rozwoju miłości. Trwanie w iluzji miłości przynosi katastrofalne skutki. Czas płynie i nic się nie dokonuje. Nie ma wtedy nawet ziarenka i po prostu nie ma co wzrastać. Zero przemnożone przez dowolną ilość czasu, nawet dziesiątki lat, i tak da niezmiennie zero. Następuje wewnętrzny rozkład. Gdy nie ma miłości, pojawia się zniechęcenie, a nawet coraz bardziej ogarniająca serce nienawiść, do pewnego momentu nie nazywana po imieniu. Złudne i błędne przekonanie o własnej miłości przynosi opłakane skutki. Mechanizm ułudy polega na tym, że mam poczucie wzrostu i w swym fantastycznym świecie zaczynam dostrzegać drzewo swej miłości. Obiektywna rzeczywistość zaś jest taka, że nawet ziarenka rzeczywistej miłości nie ma.  Oczyszczające wyznanie do bólu „Nie kocham” jest bezcenne, ale oczywiście nie wystarczające, aby uruchomić proces realnego wzrostu. Do tego konieczne jest autentyczne pragnienie kochania. Zaczyna się wtedy realny proces wzrostu. W tym wzroście bezcenna jest cierpliwość i wytrwałość dzień po dniu. Rośliny dają nam tego przykład. Codzienny niepozorny, prawie niedostrzegalny wzrost w perspektywie czasu daje widzialny efekt. Z ziarenka wyrasta nawet wielkie drzewo. 

          Ale by tak było, konieczne jest jeszcze jedno prawo. Otóż sam z siebie nie  zbuduję gmachu miłości. W ten sposób co najwyżej będzie powstawała konstrukcja egoizmu. To naprawdę dramat a właściwie tragedia budować na fundamencie własnego „ja”. Początkowe ziarenko egoizmu, które rozrasta się w wielkie drzewo egoizmu, złudnie uznawane za drzewo miłości.  Niuans polega na tym, że  cały trud powinien polegać nie na własnym stwarzaniu miłości, ale na przyjmowaniu miłości, która przychodzi od Boga. Ja tylko wewnętrznie przekształcam to, co otrzymuję. Roślina wspaniale to ilustruje. Rozwija się dzięki temu, że przyjmuje z zewnątrz wodę, światło i ewentualnie inne substancje odżywcze. Podobnie u człowieka. Autentyczny wzrost dokonuje się wtedy, gdy człowiek przyjmuje miłość Boga bezpośrednio lub pośrednio poprzez ludzi. Wtedy w człowieku jest coraz więcej miłości Boga. 

        Cierpliwe przyjmowanie miłości Boga sprawia, że ziarenko „Nie kocham” przekształca się w drzewo „Kocham”. Powiedzmy precyzyjniej, z początkowego ziarenka „Ja nie kocham” wyrasta piękne drzewo „Bóg kocha we mnie”.

1 lutego 2013 (Mk 4, 26-34)