Odnaleźć bezcenny skarb

     
             Prowadzimy rozmowy na różne tematy. Podejmujemy sprawy mało ważne i prawdziwie istotne dla naszego życia. O tym, co najważniejsze, rozmawiamy raczej tylko z najbliższymi, którym prawdziwie możemy zaufać. Ale nawet z nimi nie mówimy o wszystkim. Istnieje pewien najgłębszy strumień naszego życia, który pozostaje w całkowitym ukryciu. Ewentualnie odsłaniamy tę największą tajemnicę przed kimś szczególnie dla nas wyjątkowym. A także wtedy, gdy mamy gwarancję absolutnego sekretu, jak w przypadku tajemnicy spowiedzi. Wielkim darem jest dzielić się z drugim człowiekiem słowem, które przenika głębię naszego serca. Ale to nie jest jeszcze największy skarb.

            Ten najbardziej niezwykły skarb jest teoretycznie dla każdego dostępny. Paradoks i zarazem dramat polega na tym, że praktycznie niewielu chce go wziąć. Cóż więc marnujemy? Na właściwy ślad naprowadza nas Jezus Chrystus: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7, 7). Tak! Tym wielkim bogactwem jest to, że Bogu możemy absolutnie do końca powiedzieć o tym, co stanowi nasze najgłębsze pragnienia. Nie ma potrzeby, a nawet nie można stosować jakiejkolwiek formy autocenzury. Po prostu warto na zasadzie głębokiego oddechu wypowiadać, co we mnie głęboko siedzi. Te sprawy zaś z reguły najpełniej mogą ujawnić się poprzez słowa prośby. A także słowa, które odzwierciedlają nasze poszukiwania i wielorakie kołatania do przeróżnych drzwi. To szczere do bólu wołanie do Boga daje poczucie wewnętrznego wyzwolenia. Bez cienia przesady, stan ten można przyrównać do głębokiego oddechu rześkim powietrzem na wysokim górskim szczycie.

           Niestety, tak oczywisty skarb często pozostaje totalnie zakopany. Jak to możliwe? Pokutuje bowiem często obraz Boga, przed którym trzeba stawać na baczność. Pewne rzeczy trzeba mówić, a pewnych nie wolno czy wręcz nie wypada lub nie warto. W konsekwencji prowadzi to do swoistej schizofrenii, która polega na istnieniu w człowieku dwóch strumieni. Jeden z nich to strumień odmawianych do Boga modlitw. Nieraz ludzie wypowiadają tu wielką ilość różnych modlitw. Jedna się kończy, druga zaczyna. Ale to wszystko dotyka jedynie pewnej zewnętrznej warstwy życia. Bóg wypowiadany jest wargami, a nie sercem. Drugi strumień z kolei odzwierciedla życiową szamotaninę. Ale tu już człowiek pozostaje sam ze sobą. Tym razem to słowa odzwierciedlające wprawdzie autentyczne życie, ale Boga tu już nie ma.

          Taka schizofrenia powoduje, że bezpośrednio po długich modlitwach może nastąpić wiązanka bardzo przykrych słów, a nawet obmowy i przekleństwa. Zdarza się także, że „owocem” niedzielnej Mszy świętej jest domowa kłótnia, nawet bezpośrednio po powrocie z kościoła. I najczęściej głównym powodem nie jest wcale jakaś szczególnie zła wola. To skutek braku wewnętrznego połączenia modlitwy i życia. Skarb, o którym mówimy, pozostaje schowany pod wieloma warstwami ziemi. Nie ma połączenia pomiędzy Bogiem i przeżywanym życiem. Pragnienia pozostają na głodzie. Ten brak zaspokojenia powoduje narastającą złość. Wypowiadane modlitwy nie pomagają, gdyż przesuwają się wysoko ponad obszarami, gdzie autentycznie wrze życie. To swoisty pobyt na szczycie wymarłej góry wulkanicznej, podczas gdy życie kotłuje się głęboko w środku.

          Dlatego warto podjąć ten bezcenny skarb. Najbardziej sensowna postawa polega na szczerym opowiadaniu Bogu o wszystkim, co wypełnia wnętrze góry wulkanicznej naszego życia. Wtedy zaczyna następować integracja wspomnianych dwóch strumieni: modlitwy do Boga i ludzkiego życia. Coraz bardziej nasza egzystencja staje się jednym strumieniem życia przenikniętego Bożą obecnością. Wcześniejsza złość, chaos i rozbicie zastępowane są pokojem wewnętrznej harmonii i jedności.

         Jednocześnie rzecz wielkiej wagi! Całe to otwarcie wnętrza nie ma na celu zmuszania Boga do czegokolwiek. Chodzi o ufne wypowiadanie tworzywa swego życia. Dalej zaś niech Bóg to otrzymane tworzywo sam jak najlepiej formuje. Wtedy coraz pełniej będziemy mogli doświadczać radości spełnionych pragnień, udanych poszukiwań i otwartych drzwi. 

21 lutego 2013 (Mt 7, 7-12)