Są chwile, są miejsca, bywają ludzie

      
Bywają chwile, bywają miejsca, bywają ludzie, dla których słowa „Miłosierny Bóg” są porażająco okrutne… Przypominają gruby metalowy pręt, który bezlitośnie rozbija taflę życia. Wszystko się rozpryskuje. Rozrzucone kawałki już w niczym nie przypominają tego, co było wcześniej. Coś umarło. Prawda o Miłosiernym Bogu nie dała życia, wbrew zapewnieniom. Ta prawda przyniosła śmierć. Dotychczasowy świat przestał istnieć. Po prostu już go nie ma. Zostały jedynie porozrzucane na wszystkie strony kawałki. A te kawałki? No cóż? Nic już po nich. Choć ciekawe, nadal są w stanie ranić... 

Umierasz z pragnienia. Zarazem słyszysz wargi z rozkoszą pijące wodę. Te wargi pysznie mówią: „Miłosierny Bóg”. Dwa światy odczuć! „Bez wody” i „z wodą”. Jakaż to wielka nonszalancja ośmielać się mędrkować o Bożym Miłosierdziu. Każde słowo staje się bolesnym ciosem zadanym w serce. Jeszcze pół biedy, gdyby ostrze było czyste i gładkie. Kanony estetyczne też mogą być jakąś pociechą. Niestety, to ciosy zardzewiałym ostrzem. 

Są miejsca, są chwile, są ludzie, którzy doświadczyli czegoś okrutnego. Rozbito taflę ich życia. Serce zostało pocięte. Jedyną pociechą pozostało słodkie marzenie o śmierci. Tak! Gdy napięcie bólu sięga zenitu, tylko nadzieja śmierci pozwala żyć dalej. 

Bóg Miłosierdziem? Nie tak, jak kiedyś! Ale to przecież nie znaczy w ogóle! To wielkie na nowo, inaczej niż wcześniej! Ślad. Jezus Chrystus na krzyżu wypowiada słowa wargami spragnionymi. Przeszywające na wskroś każdą tkankę ciała i duszy. Ciche i zarazem przeniknięte niewypowiedzianym bólem: „PRAGNĘ” (J 19, 28). Potem trochę octu. Nie wołał wtedy, Bóg jest Miłosiernym Ojcem. Rozrywany na kawałki wyrzekł kosmicznie bolesne: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15, 34). Ale do końca pozostał przy Ojcu Odwiecznym. Bez słów na wargach, ale sercem wypowiedział „Ufam”. Boską intuicją wyczuł ramiona Ojca. Ramiona, w których się jest, i nic więcej nie istnieje. 

Są chwile, są miejsca, bywają ludzie, których dusze i ciała przeszywa przerażająca rzeczywistość: „Bóg mnie skrzywdził”. Ręce opadają, gdy spijające rozkosz wargi próbują usprawiedliwiać Boga. Jakaż to arogancja! Jakiż to brak szacunku dla Boskiej Mądrości i Miłości. Czyżby Bóg nie potrafił sam siebie usprawiedliwić? Bóg jest absolutnie uczciwy. Jeśli rani do krwi, to uczciwie mówi, że rani. Jeśli zabija, to całkowicie lojalnie do tego się przyznaje. Tak. Niezwykła jest Boska uczciwość. Tylko ludzie, jakoby w imię miłości Boga lub siebie, próbują czarne nazywać białym. Rozbita w drobny mak tafla życia. Pocięte na jeszcze drobniejsze kawałki serce. Absolutnie uczciwe Boskie „zraniłem cię”, „skrzywdziłem cię”, „milczałem, gdy umierałeś”. I co dalej? 

W Ewangelii znajdujemy coś niezwykłego. Spragniony Jezus Chrystus zawołał: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23, 46). Tak skonać. Wyschnięte wargi. Zaufać Jezusowi bez wody. Jedyna woda Jego i moja to kropla octu i łza. Właśnie spływa... Po Zmartwychwstaniu stanie się Oceanem. Czego? Nie śmiem podpowiadać. Drżące „ufam”. Miłosierny Ojciec sam wie najlepiej. On tę gorzką łzę przeobrazi w Ocean.

10 marca 2013 (Łk 15, 1-3. 11-32)