„W życiu nie można być za dobrym”. Nieraz padają
tego typu stwierdzenia. Najczęściej przeniknięte są poczuciem rozczarowania i
bolesnego zawodu. Wyświadczone dobro postrzegane jest jak kamień, który
bezpowrotnie przepadł w wodę. Najbardziej przygnębiające są sytuacje, gdy
dobroć zostaje najpierw egoistycznie wykorzystana, a następnym krokiem jest
odpowiedź w postaci zła. Końcowe zło pozwala obdarowanemu zrealizować swe
egoistyczne interesy, natomiast „naiwny obdarowujący” zostaje skrzywdzony, a
nawet zniszczony.
Powierzchowna analiza prowadzi do wniosku, że
„nie można przesadzać z dobrocią”. Nasuwa się nawet refleksja, że trzeba
być złym, aby nie dać się naiwnie wykorzystać. Wielka szkoda, gdy na drodze
życiowej człowieka, po smutnych doświadczeniach, dokonuje się dogłębna
reorientacja, w wyniku której pierwotna wielkoduszność zostaje zastąpiona przez
zamknięcie się w obszarze własnych egoistycznych interesów. Przejście od jednej
skrajności do drugiej jest oczywiście błędne, ale w takim zachowaniu występuje
pewna słuszna intuicja. Chodzi o dostrzeżenie faktu, że „nadmierna dobroć”
powoduje często moralną deprawację, zamiast oczekiwanego duchowego wzrostu.
Klasycznym przykładem tego są rozkapryszone dzieci, a nawet dorośli.
Nie znaczy to jednak, że dobro należy zastąpić
złem. Dla chrześcijanina sprawa jest absolutnie jasna i jednoznaczna. W każdej
życiowej sytuacji należy czynić możliwie najwięcej dobra. Wolą Bożą jest, aby
zawsze ofiarować jak najwięcej miłości. W tych stwierdzeniach nie ma krzty
„bujania w obłokach”, ale jest to nauka wypływająca bezpośrednio z Ewangelii.
Istotny problem nie sytuuje się bowiem na poziomie, czy warto być dobrym, ale
dotyczy formy realizacji danego dobra. W wielu przypadkach błędem nie jest
pragnienie dobroci, ale nieprawidłowy sposób wyrażania i realizowania tej dobroci.
Efektem tej „pedagogicznej nieprawidłowości” są późniejsze niepotrzebne
problemy, porażki i rozczarowania.
Bardzo ważne, aby prawidłowo zdefiniować życiową
dobroć. W żaden sposób nie oznacza to „ckliwej” chęci przypodobania się. Dobroć
jest tym, co obiektywnie pomaga człowiekowi rozwijać się na drodze
człowieczeństwa. Jest to mądre działanie, które nie demoralizuje , ale wyzwala
szlachetne zachowania. Maksymalna miłość stanowi „optimum dawania”, które
znajduje się pomiędzy niedomiarem i nadmiarem. Gdy np. student nie
posiada koniecznego minimum wiedzy, to wtedy profesor czyni dobrze, jest
miłosierny, jeśli wstawia mu ocenę niedostateczną. Ocena dostateczna, „żeby być
dobrym”, byłaby w rzeczywistości złem. Student zostałby skrzywdzony, gdyż
nie zyskałby świadomości swego braku wiedzy i nie zostałby zmotywowany do
solidnej pracy. Ponadto, zaistniałe braki stałyby się powodem późniejszego zła,
np. w postaci błędów w procesie leczenia ze strony lekarza, który jako student
medycyny nie opanował prawidłowo anatomii człowieka.
W Ewangelii warto przyjrzeć się postawie Jezusa
wobec faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Nie ma tu „słodkich serdeczności”, ale
jest nadzwyczaj „twarda mowa”. W jednym z fragmentów znajdujemy cały zestaw
surowych „biada” (por. Łk 11, 42-46). Sformułowania te raczej nie przypominają
pełnych ciepła słów kierowanych do biednych ludzi. Nie oznacza to, że Jezus był
zły dla faryzeuszy, zaś dobry dla biedaków. Mistrz w każdej sytuacji
prezentował absolutny szczyt miłości. W przypadku uczonych w Piśmie potrzebna
była reprymenda w postaci „mocnego biada”. „Cukierkowate” zachęcanie do
przemiany zostałoby totalnie zignorowane i tak naprawdę byłoby krzywdzącym
brakiem miłosierdzia. Konkretne unaocznienie faktu: „pomijacie
sprawiedliwość i miłość Bożą”, stanowiło pełną dobroci demaskację obłudy.
Dzięki takiej formie miłości Jezus stwarzał uczonym w Piśmie maksymalną szansę,
aby dostrzegli prawdę i się nawrócili.
Tak więc w żaden sposób nie można powiedzieć, że
Jezus dla ubogich był dobry, a wobec uczonych prezentował postawę zła. Jezus
zawsze był dobry i pełen miłosierdzia. Zarazem w każdej sytuacji dobierał
optymalny rodzaj słów i uczynków, aby najmądrzej wyrazić miłość. Panie Jezu,
prowadź nas nieustannie drogą dobra, właściwie odczytywanego i realizowanego.
15 października 2014 (Łk 11, 42-46)