„Spokojne bicie serca. Łagodny oddech.
Przejrzysty strumień myśli. Harmonia duszy i ciała. Wewnętrzne ukojenie i
wyciszenie”. Pragnienie takiego stanu jest bardzo dobrym objawem. Wszak chaos i
rozkojarzenie nie są czymś naturalnym. Nie jest dobrze, gdy człowiek czuje się
obco w swoim własnym ciele. Odbijanie się od jednej ściany do
drugiej nie stanowi sensu ludzkiego życia… Co robić, aby mieć poczucie harmonii
z otaczającym światem? Jak zyskać wewnętrzny pokój serca?
W Ewangelii św. Łukasza odnajdujemy bezcenny
drogowskaz. Jezus tłumaczy swoim uczniom, „że zawsze powinni się modlić i nie
ustawać” (Łk 18, 1 ). Oto najgłębsza odpowiedź: wejść na drogę
modlitwy nieustannej. Słowa te mogą początkowo wywołać konsternację na twarzy.
Przecież to całkowicie nierealne w zwykłym życiu. Na pewno?
Otóż trudność tkwi w niewłaściwym postrzeganiu
modlitwy, która najczęściej traktowana jest jako rodzaj zewnętrznej pracy;
swoisty zestaw formułek lub „pacierzy” do odmówienia. Przy takim rozumieniu, to
oczywiście byłby jakiś horror całe dnie spędzać na klepaniu kolejnych
„pobożnych zestawów”. Nawet w przypadku pustelników nieustanne recytowanie nie
byłoby możliwe, z prostej konieczności snu, choć kilka godzin
dziennie. Zarazem taka „działalność modlitewna” nie prowadzi do
wewnętrznego wyzwolenia, ale jeszcze bardziej zniewala. Nie dość, że życie
coraz bardziej ciśnie mnogością spraw, to jeszcze na dokładkę Pan Bóg „zawraca
głowę”...
A może słowa Jezusa to tylko przenośnia? Rodzaj
artystycznej przesady? To raczej błędny kierunek interpretacji. Takie podejście
nadal zakłada rozumienie modlitwy jedynie jako pewnej zewnętrznej czynności, w
celu wypełnienia obowiązku lub uzyskania pożądanego efektu.
Słowa
Jezusa trzeba potraktować jak najbardziej dosłownie. Te słowa o „modlitwie
nieustannej” nie są oderwane od życia, ale stanowią realistyczną pomoc. Należy
jednak właściwie rozumieć sens Jezusowego zalecenia. Otóż modlitwa
nieustanna nie odnosi się do zewnętrznych działań, ale do wnętrza człowieka. Jest
to stan serca, które nieustannie pamięta o Bożej Obecności. Nie chodzi o pamięć
mechaniczną lub ciągłość czasową kierowanych wezwań. Pamięć serca to trwała
miłosna świadomość, że Bóg jest. Można to przyrównać do dwóch osób,
które obdarzają się miłością. Wtedy jedna o drugiej cały czas
pamięta. Jest to pamięć serca. Występuje głębokie poczucie, że nie jestem sam.
Stały super-kontakt. Moje czynności i moja przestrzeń wypełnione są obecnością
drugiej osoby. On jest ze mną. Ona jest ze mną. Nie ma potrzeby ciągłego rozmawiania
czy telefonowania. Zarazem zwykły telefon czy sms co pewien czas
jest tak naturalny, jak fakt, że mam głowę, ręce i nogi.
Modlitwa nieustanna to gotowość mówienia w
każdej chwili do Boga, o którym wiem, że jest ze mną cały czas. W tym świetle,
w tradycji monastycznej, zwracano uwagę na wypracowanie konkretnych sposobów
zwracania się do Boga. Bardzo praktyczne są pojedyncze słowa lub krótkie
zdania, które można wypowiadać nawet w trakcie pracy. Na chrześcijańskim
Wschodzie bardzo znana jest tzw. modlitwa Jezusowa. Polega na częstym
powtarzaniu: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”.
Ale możliwe są dowolne tzw. akty strzeliste, np.: „Jezu ufam Tobie”. Najlepiej,
żeby wypowiadać imię Boże „Jezus”, „Maryja” i posługiwać się konkretnymi
zdaniami z Pisma Świętego.
Praktykując modlitwę nieustanną, z czasem
człowiek zaczyna „oddychać Bogiem”, czyli dosłownie wszystko
odbiera jako zanurzone w Bogu; wszystko widzi i przeżywa z miłością
w sercu i prawdą w umyśle. Modlitwa nieustanna sprawia, że człowiek zyskuje
pokój serca; nie robi ani za dużo, ani za mało; w każdej chwili jest w stanie
mówić: „dobrze, że jesteś”, „dobrze, że teraz tu jestem” …
20 października 2013 (Łk 18, 1-8)