Z odwagą w sercu !


 „W miłości nie ma lęku”! Słowa te znajdujemy na kartach Biblii. Ale w pewnej ludzkiej historii mają swój początek w inspirującej rozmowie. Zaistniały, wydobyte z głębi serca, wypowiedziane dobrymi ustami, na zawsze skojarzone z kolorem włosów, utrwalonym na zdjęciu. „W miłości nie ma lęku”. Tak! Są słowa, które pozostają w sercu na zawsze. Wyryte tak głęboko, że nic nie jest w stanie ich zatrzeć. Nawet największe piaski codzienności. Nie znikają, ale wyraziście trwają. Warto chwilę zatrzymać się. Posłuchać swego wnętrza. Na pewno z głębin pamięci wypłyną słowa, które miłosiernie podróżują z nami przez życie i bardzo, bardzo nam pomagają. 

Jak to możliwe, że pewne zdania zaczynają z nami żyć? Stają się wieczne. Odpowiedź jest tylko jedna. Zostały przeniknięte mocą Bożego Miłosierdzia. Bóg sprawia, że ludzkimi wargami wypowiedziane słowa przezwyciężają chwilę i stają się Wiecznością. To nie jest tylko kwestia przypadkowego utrwalenia czegoś. Takie słowa są Wcieleniem Bożego Miłosierdzia. Zmartwychwstały Jezus bezpośrednio lub przez człowieka przychodzi i pragnie obdarzać życiową mocą. 

Tak! Bóg nie straszy, ale zbliża się i dodaje odwagi. „Pokój wam!” (J 20, 19,21,26). Św. Faustyna pokazuje w swym „Dzienniczku” świetny sposób na życie. Cała sztuka polega na tym, żeby połączyć ze sobą dwie pozornie przeciwstawne rzeczywistości. Z jednej strony ludzki grzech, z drugiej zaś Boskie Miłosierdzie. 

Aby dobrze rozpoznać ten „miłosierny eliksir życia”, warto uświadomić sobie dwie wielkie życiowe trucizny. Pierwsza polega na tym, że nie uznaję swoich grzechów. Wciąż perfekcyjnie usprawiedliwiam wszystko, co robię. Nawet czyny bezwzględnie uznane za złe nabierają rumieńców życiowej zaradności i przebojowości. Taki „bezgrzeszny” człowiek z reguły uważa się za silnego. Dumnie demonstruje, że nikogo i niczego się nie lęka. Pocieszny biedaczek nie dostrzega jednak, że tak naprawdę jest głęboko zalękniony. Odrzuca prawdę o Bogu i Jego Miłosierdziu. Dlatego pod płaszczykiem odwagi, z lękiem monitoruje wszelkie zagrożenia. Agresywne udowadnianie swej racji, to w rzeczywistości konsekwencja wielkiej obawy. Lęk, żeby ktoś nie odsłonił jakiejś słabości, jakiejś niedoskonałości lub niewiedzy.

Druga trucizna to przesadne zatrzymywanie się na popełnianych grzechach. Kontemplacja bożka własnego grzechu i nędzy. Grzechy zaczynają urastać do rangi najwyższych ośmiotysięczników w paśmie Himalajów. Wszystko podszyte jest lękiem, który tym razem ma nieco inną barwę. Człowiek jest przekonany o swej bezgranicznej nędzy i beznadziei. Wyprowadza z tego wniosek, że absolutnie nie ma prawa zwracać się do Boga. Wszak Bóg jest doskonałą czystością. Szatan jeszcze bardziej wzmacnia ten lęk przed Bogiem. W swym cynizmie wmawia, że jesteś tak bardzo zły, że szczytem bezczelności byłoby zwracać się do Bożej Miłości.

Św. Faustyna pomaga nam podjąć bezcenne słowa, że w miłości nie ma lęku. Najpierw zaprasza nas do tego, aby odważnie uznawać swe grzechy. Tak do bólu szczerze. Autentyczna odwaga, to być w stanie powiedzieć: „zgrzeszyłem”, „to ja zawaliłem tę sprawę”. Akt takiego uznania daje pokój, bo już nie muszę się bać, że ktoś może coś odkryć. Po uznaniu swego grzechu, ufnie, z miłością bez lęku, trzeba zwrócić się do Bożego Miłosierdzia. Bóg nie odrzuca grzesznika, ale raduje się człowiekiem, który z ufnością przychodzi do niego w swej nędzy. Boga bardziej rani brak ufności, aniżeli grzech. Dlatego do każdego grzechu warto odważnie przyznać się i potem ufnie powierzyć go  Bożemu Miłosierdziu. Bóg, Nieskończoną Miłością unicestwia każdy pokornie wyznany  grzech. 

Jezu Miłosierny, w miłości nie ma lęku. Jak dobrze, że zawsze mogę przyjść do Ciebie i powiedzieć „Jezu ufam Tobie”.   

7 kwietnia 2013 (J 20, 19-31)