Czy mnie kochasz?



„Czy mnie kochasz?” Kiedy stawiamy takie pytanie? Na pewno wtedy, gdy w sercu zaczyna gościć niepokój. Dziwne poczucie, jak gdyby coś się zmieniło. Trudno o precyzyjne argumenty, ale intuicja wysyła alarmujący sygnał. Po miesiącach, latach słowa zaczynają brzmieć jakby inaczej. Gesty sprawiają wrażenie mniej nasączonych ciepłem i bliskością. Tak! Już nawet w delikatnym strumyczku takich odczuć, warto z troską pytać o prawdę. Ale nie jest to oczywiście jedyna sytuacja.

 Pytamy także wtedy, gdy wszystko pięknie się rozwija. Serce wypełnia uczucie, które przypomina radośnie rozwijający się kwiat. Kwiat zaś potrzebuje słońca, aby coraz pełniej pulsować energią życia. Usłyszane w odpowiedzi „Tak, kocham cię” ma potężną życiodajną moc. To wyczekiwane afirmujące słowo jest jak promień słońca, który sprawia, że kwiat ufnie rozkłada swe płatki i napawa się radością istnienia w szczęśliwej przestrzeni. Kobieta wyczekuje męskiego słońca. Mężczyzna pragnie kobiecego kwiatu. Mężczyzna jest na tyle silny w tym promieniowaniu, na ile potrafi wyzwolić w kobiecie nowe pokłady miłości. Wielka to sztuka utwierdzić w dotychczasowej miłości i otworzyć na kolejne obszary nie odkrytych jeszcze przestrzeni najgłębszych uczuć. Kobieta zaś na tyle staje się emanującym kwiatem, na ile potrafi wzbudzić w mężczyźnie pragnienie obdarzania promieniami ciepła i troski. 

„Czy mnie kochasz?” może pojawić się także przed otrzymaniem jakiejś ogromnie ważnej misji do spełnienia. Miłość jest niezbędnym warunkiem, aby być w stanie podjąć proponowane zadanie. W tym duchu, Pan Jezus pyta Piotra o miłość; nawet większą od tej, jaką obdarzają inni. Jest to jeden z najbardziej wzruszających dialogów w Ewangelii (por. J 21, 15-19). Sięgając do oryginału greckiego, trzeba podkreślić, że nie chodzi tutaj o miłość pragnącą eros, ale o miłość agape, która dąży do tego, aby czynić dobro drugiemu.  Dopiero po trzykrotnym potwierdzeniu, Piotr słyszy definitywnie: „Paś owce moje… Pójdź za Mną!”. Jezus powierza Piotrowi to, co dla Niego najcenniejsze, czyli ludzkie dusze, i zaprasza do wspólnej drogi. 

Zdając sobie sprawę z różnorakich możliwych kontekstów słów „Czy mnie kochasz?”, warto uświadomić sobie, że pytanie to zawsze dotyka czegoś bardzo głębokiego w człowieku. Dlatego tak naprawdę jedno zapytanie nie wystarczy, ale symbolicznie potrzeba aż trzykrotnego podjęcia kwestii. Dlaczego? Chodzi o swoiste schodzenie w głąb ludzkiej duszy. Pierwsze zapytanie pełni rolę swoistego wprowadzenia i zasygnalizowania czegoś głębokiego. Dobrze, jeśli w odpowiedzi, pośród gmatwaniny różnorakich codziennych spraw, człowiek przynajmniej zatrzyma się i zda sobie sprawę, że ktoś chce z nim rozmawiać na bardzo ważny temat. Bez tego, ewentualne „kocham cię” będzie miało rangę banalnego stwierdzenia w rodzaju „jest ładna pogoda”. Niestety bardzo często najgłębsze pytania i odpowiedzi są sprowadzone do powierzchownego banału. 

Drugie zapytanie, po wcześniejszym poczuciu wagi sprawy, jest wejściem w głębię myślenia i przeżywania.  Deklaracja na tym poziomie sytuuje się już w obszarze wąskiej grupy najważniejszych życiowych spraw. Nie jest jednak jeszcze pewne, czy odpowiedź jest adekwatna do rzeczywistości. Niestety wciąż występuje pułapka iluzorycznego przekonania, że jest „tak”, podczas gdy w rzeczywistości w sercu może być „nie”. 

Dopiero po zadanym po raz trzeci pytaniu „Czy mnie kochasz?” odpowiedź staje się wiarygodna. Na tym poziomie deklaracja miłości jest owocem dojrzałego procesu. Po etapie zatrzymania, następnie wejścia w głąb, zapewnienie o miłości przestaje być banałem, lecz staje się autentycznym głosem miłującego serca.

W mocy Chrystusowej łaski, wypowiedziane tym razem „Tak, kocham Cię” jest w stanie wyzwolić pokłady miłości, które umożliwią podjęcie najgłębszych życiowych wyzwań.

17 maja 2013 (J 21, 15-19)