Iluzja nieomylności



„Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie chcą mnie słuchać?”, wypowiedziała zgorzkniałym głosem. Była przekonana, że ma słuszne poglądy w wielu życiowych sprawach. A przecież prawdę i mądrość powinno się przyjmować. Słuchając całej wypowiedzi, sprawa stawała się coraz bardziej jasna. W uskarżającej się kobiecie było iluzoryczne przekonanie, że we wszystkim ma rację. Nie wypowiadając tego dosłownie, tak naprawdę swe zdanie utożsamiała automatycznie z jedynie słuszną prawdą. Nie brała pod uwagę, że może się mylić w postrzeganiu rzeczywistości. 
Oto często spotykana postawa w odniesieniu do prawdy. Człowiek uważa, że zawsze ma rację.  Irytację budzą wtedy odmienne zdania. Brak należytego posłuchu ze strony innych ludzi jest traktowany  jako postawa całkowicie nie do przyjęcia. Jak można bowiem  nie szanować prawdy?  Tak! Troska o prawdę jest wielką cnotą. Jednak przeogromnym błędem jest automatyczne utożsamienie swej opinii z obiektywną prawdą. Doskonałe widzenie rzeczy posiada tylko sam Bóg. Wiedza człowieka zawsze jest ograniczona.  Jak najbardziej mogę po prostu mylić się. Kryterium prawdy nie jest moja osoba i mój rozum. Dlatego Jezus mówi: „Wcale nie przysięgajcie” (por. Mt 5, 33-37).
Nie chodzi o zakwestionowanie różnych zobowiązań, które ludzie dokonują w społeczeństwie. Na przykład przysięga małżeńska. Jezus odwołuje się do sytuacji, gdy człowiek „przysięga” biorąc samego siebie na świadka. Jest to pycha, która polega na robieniu z siebie „wyroczni prawdy”. U wspomnianej kobiety, nie było jakiejś świadomej przewrotności lub kłamstwa. Istniało po prostu głęboko błędne przekonanie, że „ja zawsze mam rację”. I to jest właśnie ta przysięga, którą Jezus zdecydowanie krytykuje. Jest śmieszne i niedopuszczalne, że „przysięgamy na siebie”, podczas gdy w rzeczywistości  nie możemy „nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym”.  Absolutnym świadkiem prawdy jest tylko Bóg; ludzie jedynie  uczestniczą w tym Boskim poznaniu.
Dlatego, gdy istnieje odmienność poglądów, trzeba pamiętać, że to nie ja, ale właśnie ten drugi człowiek może mieć rację. Jego postrzeganie rzeczy może być bliższe prawdzie widzianej „Bożymi oczami”, aniżeli moje. Gdy to do nas dotrze, to wtedy już nie powinno budzić zdziwienia, że ludzie nie zawsze nas słuchają. Ten brak posłuchu nie musi wcale oznaczać braku poszanowania prawdy. Wręcz przeciwnie. Ewentualny opór,  jak najbardziej może wyrażać trzeźwe widzenie stanu rzeczy. Ktoś wyraża sprzeciw nie wobec Prawdy, ale w stosunku do naszego błędu. Mówiąc prosto, trzeba przyjąć do wiadomości, że nie jesteśmy chodzącymi absolutami. Tylko Jezus Chrystus jest Wcieleniem Prawdy.
Taka gotowość do uznania swego błędu, nie zamyka na prawdę, ale właśnie na nią otwiera. Nie ma nic upokarzającego w tym, że mogę się mylić. Śmieszne jest raczej traktowanie siebie jako nieomylnego. Oto rzeczywiste upokorzenie dla człowieka. Pokorna gotowość do powiedzenia słów „pomyliłem się” rodzi naprawdę piękne owoce. Przede wszystkim autentycznie zbliżam się do Prawdy. Oczyszczanie z „błędów” pozwala coraz bardziej lśnić czystej Prawdzie. Następnie w sercu powstaje radość. Cieszę się, gdyż po odkryciu błędu wiem, gdzie należy coś naprawić. Pycha doświadcza wtedy smutku, że została obnażona jej niedoskonałość. Pokora raduje się, gdyż skorygowany błąd pozwala zbliżyć się do Prawdy. Nie jesteśmy Bogami, ale ograniczonymi ludźmi, zdolnymi mylić się i grzeszyć.  Wreszcie zachodzi ciekawa sytuacja w relacji z innymi. Od zarozumiałego pyszałka się ucieka.  Z kolei człowiek pokornie uznający swą omylność  przyciąga do siebie. Dzięki otwarciu na dialog, zdobywa autorytet i chętnie jest słuchany.

15 czerwca 2013 (Mt 5, 33-37)