Złudny czar świetlanej pokusy


Na drodze życia nieustannie spotykamy rozwidlenia. Wciąż na nowo trzeba podejmować decyzje, w którą stronę skręcić. Nawet pokaźna ilość właściwie pokonanych dotąd skrzyżowań nie daje pełnej gwarancji dotarcia do celu podróży. Nieraz już będąc w pobliżu, możemy wjechać w drogę, która wyprowadzi nas w zupełnie innym kierunku. Tak więc do samego końca trzeba uważać...

Bóg proponuje dobry kierunek życiowy. Szatan, który jest wielkim zwodzicielem, sugeruje obranie mylnej trasy.  Wszystko dobiera proporcjonalnie do zachowań „życiowego kierowcy”. Te zwodnicze  sugestie można sprowadzić do dwóch zasadniczych rodzajów: „ewidentnie złe” i „pozornie dobre”.  W pierwszym przypadku chodzi o ludzi, którzy Ewangelią raczej się nie przejmują.  Wtedy pojawia się zdecydowany głos w stylu: „ukradnij, będziesz miał więcej”, „nie chodź na Mszę i do spowiedzi, szkoda czasu!”. Jako, że istnieje wstępne przyzwolenie na takie zachowanie, haczyk pokusy zostaje łatwo połknięty. 

Taka zagrywka zdecydowanie nie uda się w przypadku ludzi, którzy szczerze pragną być dobrymi uczniami Jezusa Chrystusa. Zachęta np. do rezygnacji z niedzielnej Mszy zostałaby od razu odrzucona. Podobnie wszelkie namawianie do zachowań sprzecznych z Dekalogiem mogłoby skończyć się jeszcze większym zaangażowaniem w realizację poszczególnych Przykazań. Szatan doskonale o tym wie i dlatego tym razem przechodzi do całkiem innego pakietu wyrafinowanych pokus. 

W poprzednim przypadku jasno widać było, że proponowana droga jest zła. Tym razem propozycja  przybiera świetlaną postać. Kuszony człowiek  zdecydowanie odrzuca zło i pragnie realizować ewangeliczne dobro. Dlatego szatan w odpowiedzi na te dobre pragnienia proponuje rzeczy, które jawią się w świadomości kuszonego jako dobre, a nawet bardzo dobre.  Wszelkie argumenty  rozumu i serca zdają się jednoznacznie potwierdzać słuszność  tego, co pod wpływem pokusy chcemy zrobić lub powiedzieć. Co więcej, ten przedmiot pokusy może być sam w sobie jak najbardziej dobry! Chodzi jednak o to, że to częściowe dobro zostaje wmontowane w większe zło, które póki co pozostaje ukryte, poza horyzontem postrzegania. Ewentualnie jest to pokusa na zasadzie zachęty do zjedzenia wspaniałego gatunkowo jabłka, które jednak jeszcze nie jest dojrzałe. Zasadniczo oparcie się tylko na swych „pobożnych myślach i uczuciach”  skazane jest tutaj na wpadnięcie w szatańskie sidła. Jak więc się obronić? Jedyną szansą obrony jest posłuszeństwo wobec Boga, który przychodzi w człowieku.

W Ewangelii znajdujemy intrygujący dialog (por. Łk 9, 18-22). Otóż Jezus pyta swych uczniów: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Piotr odpowiada: „Za Mesjasza Bożego”. Wtedy ze strony Mistrza następuje zaskakująca reakcja: „Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili”. Dziwne! Jakże sensowne byłoby, gdyby uczniowie z zaangażowaniem serca od razu przystąpili do dzielenia się tą piękną mesjańską prawdą. Argumenty racjonalne i uczuciowe za taką postawą są bardzo mocne. Na szczęście uczniowie zachowali postawę posłuszeństwa. Skoro Jezus tak kazał, to swe najpiękniejsze pragnienia podporządkowali posłusznie woli Jezusa.

I tak było najlepiej w tamtej sytuacji. Pozornie dobre mówienie o Mesjaszu od razu byłoby w rzeczywistości wielkim złem. Skomplikowałoby Jezusowi możliwości nauczania w związku z zazdrosną postawą faryzeuszy i uczonych. Jednocześnie uczniowie nie mieli wtedy jeszcze właściwego rozumienia „Mesjasza Bożego”. Postrzegali Go raczej jako ziemskiego super-zwycięzcę. Tak więc przekaz zbawczego orędzia nie odzwierciedlałby Prawdy Krzyża. Uczniowie pełny obraz Mesjasza Bożego otrzymali po ukrzyżowaniu i Zmartwychwstaniu.  Dlatego dopiero wtedy padły słowa Jezusa: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody”. 

Ludzie, którzy zostali świętymi, nie pogubili się pośród szatańskich propozycji „dobra” dzięki temu, że byli posłuszni Jezusowi. Tak, bądźmy posłuszni Jezusowi, szczególnie w sakramencie pojednania, aby nie ulec złudnemu czarowi świetlanej pokusy…

27 września 2013 (Łk 9, 18-22)