Błogosławione owoce słuchania


„Jak śmiesz mnie obrażać? Jak tak możesz do mnie mówić?”! W ten sposób pewien człowiek skwitował usłyszany wobec siebie zarzut. Rozpalony do białej gorączki, cały roztrzęsiony, epatował oburzeniem odnośnie skierowanych do niego słów… Powiedzmy szczerze, tego typu reakcja nie należy do najlepszych, jeśli człowiek chce sensownie budować swe życie. Dlaczego?

Przede wszystkim automatyczna negacja zarzutów stanowi reakcję obronną, która zamyka oczy na dostrzeżenie  swych wad i błędów. Człowiek nadal pozostaje w swej wieży z kości słoniowej, przekonany, że jest bezbłędny i prawowierny.   W konsekwencji życie przeobraża się w strumień obrażalskiej pychy. Z powodu wysokiego mniemania o sobie, zamiast  pokoju serca rodzi się wzburzenie na każdy głos krytyczny.

W trakcie jednego ze spotkań z faryzeuszami Jezus skierował pod ich adresem ostre słowa krytyki. Wielokrotnie wypowiedział znamienne „biada”, obnażając moralną obłudę i hipokryzję faryzeuszy. Za parawanem wręcz nadgorliwie przestrzeganego Prawa skrywała się wewnętrzna pustka duchowa w postaci lekceważenia sprawiedliwości i braku miłości Bożej. Znamienna była reakcja jednego z uczonych w Prawie, który był świadkiem całego zdarzenia. „Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz!” (Łk 11, 45). Warto zwrócić uwagę na występujący tu tok rozumowania. Uczony krytykę odebrał także do siebie i poczuł się urażony. Nie podjął wysiłku autorefleksji. Nie pomyślał: „a może ma rację?”, ale od razu zaatakował Jezusa. W ten sposób stracił możliwość odkrycia wyzwalającej prawdy, tkwiąc nadal w grzesznej iluzji swej elitarnej doskonałości. Ponadto skazał się na piekącą ranę „bycia obrażonym”, co stanowi smutny przedsmak wiecznego cierpienia ludzi o tego typu zachowaniach. Ach ci „wielcy urażeni”…

O wiele sensowniej   jest odpowiedzieć zupełnie inaczej na krytykę. Przede wszystkim warto pamiętać o swej ograniczoności, omylności i grzeszności. Znaczy to, że jak najbardziej mogę robić coś niewłaściwego. Najczęściej człowiek sam tego nie widzi; ktoś z zewnątrz może być bardzo pomocny. Spokojne wysłuchanie i późniejsza refleksja niejednokrotnie pozwoli odkryć rzeczy dotąd niedostrzegane. Często spontaniczna reakcja obronna wskazuje, że „coś” jest na rzeczy. Uczciwa analiza pozwala to „coś” odkryć i następnie naprawić. Jakiż to dar dostrzec swe faryzejskie wnętrze, które pod zasłoną „porządnych” zachowań skrywa brak miłości i szacunku do drugiego człowieka! Gotowość  do wysłuchania owocuje także w postaci wzrostu wewnętrznego pokoju. Zamiast faryzejskich oburzeń, spokojne słuchanie i potem utrzymana w podobnym tonie praca nad sobą. Na tej drodze wspomniany uczony w Prawie wiele by zyskał! Obok posiadanej solidnej wiedzy, poczułby także smak miłości i w konsekwencji mógłby ufnie odkryć, że Jezus Chrystus jest  zapowiadanym w Pismach Mesjaszem!

             Jest jeszcze jedna bardzo ciekawa sprawa. Otóż w wielu przypadkach krytyka może być niesłuszna. Zarzuty czy wręcz oskarżenia są wtedy błędne i bezpodstawne. Przyjaciel świętości jednak także i wtedy nie oburza się, lecz słucha. Tym razem chodzi o rozumowanie w stylu: „kto stoi niechaj baczy, aby nie upadł”. Słowa krytyki stają się tutaj zbawiennym ostrzeżeniem. Wprawdzie dzisiaj zarzucanej rzeczy nie czynię, ale niestety jutro wszystko możliwe. Bez „oskarżającego przypomnienia” szatan miałby robotę wielce ułatwioną. A tak jestem uwrażliwiony. Jeśli Bóg dozwolił komuś wypowiedzieć nawet jakieś głupstwo, to znaczy, że może być to dla mnie w przyszłości przydatne. Nieraz człowiek pysznie zatrzymuje się na niesłuszności zarzutu w aktualnej sytuacji życia. W ten sposób pycha utrzymuje człowieka w zwodniczym samozadowoleniu. W rezultacie, po pewnym czasie, zły duch uderza i taki człowiek pada. Gdyby pokornie słuchał, pamiętał i był uważny, to nie wpadłby w diabelskie sidła.

             Bogu niech będą dzięki za wszystkich, którzy pomagają nam słuchać...

16 października 2013 (Łk 11, 42-46)