Miejsce... czas... czy serce?


„Tam najlepiej, gdzie nas nie ma”.  To proste stwierdzenie trafnie opisuje  świat wyobrażeń, w którym bywamy. Nosimy w sobie obrazy idealnych miejsc.  A nawet jeśli ta przestrzeń nie jest precyzyjnie określona, pozostaje marzenie o jakimś innym uszczęśliwiającym świecie. Podobnie z czasem. U starszych osób występuje tendencja do idealizowania minionych chwil z przeszłości. U młodszych podróże w przyszłość mogą stanowić przedmiot codziennych fascynacji. Być w wymarzonej czasoprzestrzeni. Oto przymglony drogowskaz do szczęścia, który pojawia się w naszych myślach i uczuciach. Ale czy jego wskazania są wiarygodne? 

Przyjrzyjmy się bliżej. Najpierw przypadek, gdy szczęście jest ściśle powiązane z fizyczną przestrzenią. To pokłosie starożytnej myśli greckiej, która wprowadziła pojęcie kosmosu jako  estetycznie uporządkowanego świata. W tym świetle piękne miejsce staje się  synonimem szczęścia. Jeśli zamieszkam w jakimś uroczym domku w górach lub nad morzem, to doświadczę  raju na ziemi. Jeśli pojadę na  pielgrzymkę do wymarzonego sanktuarium, to będzie cudnie. W tej logice nieakceptowane miejsce zamieszkania może stać się piekłem na ziemi. U niektórych osób poranne otwarcie oczu rodzi pragnienie jak najszybszego ich zamknięcia, aby nie patrzeć na znienawidzone ściany i domowe obejście. 

W drugim przypadku dokonuje się mocne zespolenie szczęścia z określonym czasem w przeszłości lub w przyszłości. To wkład myśli biblijnej, która wniosła ideę historii zbawienia i pełni czasu.  Wspomnienia wydarzeń lub obietnice stają się codziennym pokarmem. Całe dnie można spędzać  na myśleniu o ukochanej osobie z dawnych lat. Ziarenko dawnej przyjemności rozrasta się w wyobraźni do wielkiego drzewa. Z kolei w odniesieniu do przyszłości, niektórzy są w stanie całymi miesiącami żyć perspektywą wspaniałych wakacji. Konsekwencją takiego podejścia jest często poczucie ciężaru chwili obecnej. 

W Ewangelii Jezus przezwycięża myślenie wiążące szczęście ściśle z czasem i przestrzenią. Chrystus, zapytany o czas i miejsce nadejścia Królestwa Bożego, odpowiada: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie”. (…) Powiedzą wam: „Oto tam” lub „Oto tu”. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi” (Por. Łk 17,20-25) . Królestwo Boże oznacza rzeczywistość, gdzie Miłujący Bóg jest najważniejszy.  Można więc dokonać utożsamienia Bożego królestwa ze stanem największego szczęścia. Wypowiedź  Jezusa  wyraźnie pokazuje, żeby nie koncentrować się na zewnętrznych realiach. Nie jest istotna fizyczna przestrzeń lub historyczny czas. Wiele sytuacji życiowych potwierdza iluzoryczność takiego czasowo-przestrzennego marzycielstwa. Po okresie fascynacji nowością, nawet wymarzone domy w najpiękniejszych miejscach stają się niejednokrotnie świadkami przerażających tragedii i okrutnych zachowań. Długo oczekiwana chwila przeobraża  się czasami w jedno wielkie rozczarowanie.

 Dlaczego tak się dzieje?  Pełne światło na sprawę rzuca Jezusowe zdanie: „Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”. Wypowiedź ta ustanawia zupełnie inny punkt odniesienia. Nie jest to już zewnętrzna przestrzeń lub czas, ale obecność Jezusa Chrystusa. Królestwo Boże jest tam, gdzie jest Chrystus. Najcenniejszą przestrzenią tej obecności jest serce. Nie jest najważniejsze, gdzie człowiek jest.  Najważniejszy jest wewnętrzny stan człowieka. Szczęście człowieka zależy przede wszystkim od stanu wnętrza, a nie od zewnętrznych uwarunkowań.  Można być nieszczęśliwym pośród najwspanialszego krajobrazu.  Zarazem niektórzy smakowali szczęścia nawet w przerażających realiach obozu koncentracyjnego. Jeśli Jezus jest w sercu, wtedy człowiek jest szczęśliwy wszędzie i zawsze. Gdy tej obecności brak, wtedy każda zewnętrzna sytuacja staje się nieznośna.   

Doprecyzujmy, że Jezus oczywiście nie dyskwalifikuje znaczenia miejsca i czasu. Ale te zewnętrzne uwarunkowania pełnią funkcję tylko pomocniczą. Mogą jedynie pełniej wydobyć na zewnątrz to, co jest we wnętrzu. Im więcej Boga w sercu, tym człowiek bardziej jest szczęśliwy tu i teraz...i na wieki…  

14 listopada  2013 (Łk 17, 20-25)