Światło Bożej Nadziei


Dzień  i noc. Jasność i ciemność. Rozbłyskujące światło i zapadający mrok. Codzienność naszego życia naznaczona jest wschodami i zachodami słońca. Jesteśmy do głębi przeniknięci światem przyrody, w którym budzimy się i zasypiamy. Nasze duchowe stany są ściśle związane z cielesnymi odczuciami.  Dlatego metafora światła i ciemności wspaniale opisuje szerokie spektrum naszych emocjonalnych, moralnych i duchowych stanów. Światło symbolizuje dobro i czystość. Chrześcijanie od samego początku Jezusa Chrystusa ukazywali jako Słońce, które promieniuje i rozświetla ludzkie życie. Ciemność z kolei spontanicznie nasuwa na myśl zło i  grzeszne zachowania. Szatan  przedstawiany jest jako władca ciemności i sprawca śmierci. Określenia związane ze światłem mocno przemawiają  do naszej wyobraźni, umysłu i serca; wyzwalają intensywne myśli i uczucia na duchowej drodze. 

             W tym kontekście, w Ewangelii  św. Mateusza znajdujemy niezwykle ważną prawdę. Jezus  zostaje ukazany jako zbawcza Światłość, która wypełnia prorocze obietnice:  „Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło” (Mt 4, 16). Chodziło o obszar Galilei, gdzie zamieszkał Jezus. Ziemia ta, z perspektywy świętej Jerozolimy, była postrzegana jako kraina ulegająca silnym wpływom pogańskim. Dlatego Jezus został przedstawiony jako Światło, które wzeszło pośród mroków  grzechu i pogańskich ciemności.

              Aby w pełni zaczerpnąć z tego pełnego  nadziei obrazu, warto uświadomić sobie dwie  fundamentalne pułapki, które Książę Ciemności zastawia na ludzkie dusze. Pierwsza z nich polega na tym, że człowiek ma przekonanie, że znajduje się w krainie światła. Nie widzi zła swego postępowania, uznając, że  to inni są w ciemnościach głupoty i zła. Szatan uważa się za najbardziej oświeconego. Każda pyszna dusza postrzega siebie jako przenikniętą "swoim lepszym światłem", lekceważąc „całą gorszą resztę”, pozostającą w ciemnościach niewiedzy i złego postępowania. To przekonanie jest jedną wielką tragiczną iluzją. Obrazowo można to przyrównać do kierowcy, który zjeżdżając nocą do przepaści, zapalił sobie wewnątrz  pojazdu swoje światło. Widzi tę malutką „światłość”, nie dostrzegając, że zanurzony jest w ciemnościach, w których wkrótce się roztrzaska.

              Druga pokusa charakteryzuje się intensywnym przeżywaniem życiowych ciemności niewiedzy i grzechu. Nie ma tu popadania w iluzję światła, ale za to jest jakaś potężna beznadzieja nocy. Wszelkie światło nadziei jest natychmiast unicestwiane i pochłaniane przez wszechogarniające ciemności rozpaczy. Pycha polega tu na przekonaniu, że skoro ja nie widzę rozwiązania, to już nikt inny nie może go dostrzec. Nawet sam Bóg nic nie jest w stanie poradzić. „Jest źle i będzie jeszcze gorzej”.

              Ewangeliczna droga jest swoistym połączeniem ciemności i światła. Uczeń Jezusa Chrystusa pokornie uznaje swoje ciemności niewiedzy i grzechu. Ale  w każdym przypadku wyznaje całym sercem i umysłem, że Boże Światło jest większe. Mądrość zwycięża głupotę. Miłosierdzie obezwładnia i unicestwia grzech. Słowem, Nieskończona Boża Światłość jest w stanie pokonać nawet największą ludzką ciemność. 

              Bardzo ważne! Im człowiek jest bardziej zanurzony w Duchu Świętym, tym ma więcej wewnętrznego Światła.  Im więcej tego Bożego Światła, tym lepiej widać ciemne miejsca i brudne obszary. Ale to nie oznacza, że stan duszy jest coraz gorszy. Wręcz przeciwnie. Jeśli człowiek pracuje duchowo, jest coraz lepiej, gdyż poznane słabości mogą być sukcesywnie pokonywane. Nie ma tu naiwnej iluzji bezgrzeszności. Święci umierali w poczuciu bycia wielkimi grzesznikami. Obiektywnie takimi nie byli, ale mieli takie poczucie, gdyż w Duchu Świętym wyraźnie widzieli najmniejsze ciemności swego grzechu.

              Jezu, niech Twoja Światłość oświeca nas i prowadzi przez życie… 

 7 stycznia 2014 (Mt 4, 12-17.23-25)