Zdrowy rozum i modlitwa


Zmagała się z poczuciem wewnętrznego rozbicia. Otrzymała wyjaśnienie, że jest dręczona przez złego ducha. Pokierowana przez „pobożnych” znajomych udała się na pewne spotkanie z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie. Po raz pierwszy była świadkiem przeraźliwych okrzyków. Mrożące krew w żyłach odgłosy wywarły na niej potężne wrażenie. Doświadczyła też osobistej modlitwy nad sobą o uwolnienie od działania złego ducha. Ale wbrew oczekiwaniom, nic się nie poprawiło. Co więcej, wkrótce sytuacja zaczęła się intensywnie pogarszać.  Zamiast uspokojenia zaczęła odczuwać jakby zły duch dopiero teraz w nią wstąpił. Pojawiły się miażdżąco-obsesyjne myśli „jestem opętana”… Tragedia! Początkowo była tylko psychicznie rozbita, a wplątano ją w dosłownie szatańską historię… 

Ostatnio, zwłaszcza  w niektórych środowiskach, jesteśmy świadkami niebezpiecznego zjawiska. W teoretycznych deklaracjach Jezus Chrystus pozostaje wprawdzie najważniejszy, ale w praktyce cała uwaga skoncentrowana jest na szatanie. Słowo „Bóg” nie robi większego wrażenia, ale wspomnienie „diabła” rozpala niektórych wręcz do czerwoności. Wszystko jest pod szczytnym hasłem walki ze złem. Najczęściej jest to dosłowne wypędzanie diabła  lub chodzi o jakiś rodzaj zła (rzeczywiste lub wymyślone), które staje się przedmiotem obsesyjnego zwalczania. To szalenie niebezpieczne. Jeśli ktoś namiętnie wszędzie widzi diabła i tropi go, to jak by nie było, za nim podąża. Zachowuje się jak piesek na smyczy. Tę smycz zaś trzyma rozbawiony do rozpuku diabeł… Na tę pokusę najczęściej łapią się ludzie, którzy mają w sobie wiele psychiczno-moralnych chorób, ale chcą uchodzić za „heroicznych bojowników”  Bożej sprawy. 

Jednym z bolesnych skutków takiej postawy jest antyświadectwo zwłaszcza wobec ludzi mających zdrowy rozum, ale mniejszy kontakt z wiarą. Takie „tropicielskie akcje” powodują, że ludzie ci jeszcze bardziej dystansują się od spraw wiary, która zostaje ośmieszona. Realny szatan wykorzystuje tę sytuację i tym razem namawia do „całkowitej niewiary w swe istnienie”.  W efekcie „nieustanne tropienie diabła” przez jednych, powoduje „całkowite zanegowanie istnienia diabła” przez drugich. Nawet realne przypadki istnienia osobowego zła nie są już wtedy na serio traktowane, gdyż cały ten obszar został skompromitowany. Gdzie nie ma rozumu i gdzie jest tylko rozum, tam Boga żywego już nie ma… Zanika zdrowa wiara...

W tym kontekście ewangeliczna scena uzdrowienia głuchoniemego epileptyka daje dużo do myślenia (Por. Mk 9, 14-29). Widzimy Jezusa, który bez owijania w bawełnę ostro reaguje: „O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć?”. Ta zdecydowana reakcja jest krytyką postawy niewiary oraz próżnego gonienia jedynie za sensacją.  Przy takim podejściu uzdrowienie nie jest możliwe. Do uzdrowienia niezbędna jest prawidłowa modlitwa, która respektuje zasady natury ludzkiej. Łaska może bowiem budować jedynie na naturze. Następnie we wznoszonej modlitwie absolutnym centrum powinien być Jezus. Tylko Chrystus ma moc pokonać i wypędzić szatana. 

W tym sensie, w zdecydowanej ilości przypadków, najlepiej po prostu prosić o Ducha Świętego. Gdy wnętrze jest wypełniane Duchem Świętym, wtedy zły duch nie może wejść, lub pośrednio jest niejako „wypychany”. W takiej postawie  ujawnia się sensowna równowaga. Przede wszystkim chory człowiek może doświadczać wielu łask, które Bóg udziela poprzez działanie zgodnie z trzeźwym rozumem. Pełne miłości „Niech Pan wypełnia Twe serce pokojem! Jesteś normalny! Bóg jest w Tobie” niejednokrotnie przynosi rewelacyjne efekty. Pomijając wyjątkowy casus egzorcystów, zdrowa wiara polega na tym, że człowiek koncentruje się na wypowiadaniu sercem Bożego Imienia. Następnie, w przypadku konieczności,  Jezus sam rozkazuje mocom szatańskim ustąpienie.  Takie „Jezusowe” podejście chroni przed „fanatyzmem” i „racjonalizmem”. Przyjdź, Panie Jezu!...

24 lutego 2014 (M 9, 14-29)