„Kochaj nieprzyjaciół!”. Czyż nie jest to okrutny
wymóg, radykalnie niewykonalny? Kochać oszczercę, który podle oczernił? Kochać
oszusta, który bezczelnie oszukał? Kochać prześladowcę, który stosuje mobbing i
niszczy psychicznie? Nieskończona lista pytań, ludzkimi tragediami pisana…
Tak! Te jakże kontrowersyjne słowa z
Ewangelii budzą najczęściej automatyczny sprzeciw. Nieraz jawnie i z oburzeniem
wyrażony; nieraz wstydliwie głęboko ukryty w sercu. Daje o sobie znać poczucie
fundamentalnej ludzkiej sprawiedliwości. Nie dość, że człowiek jest
skrzywdzony, to jeszcze ma odpowiadać z miłością? Czysty absurd! Tego typu
logika myślenia pojawia się także w odniesieniu do modlitwy. Jak można modlić
się za kogoś, kto jest wrogiem i krzywdzicielem? Taka szlachetna czynność wydaje
się być zarezerwowana jedynie w odniesieniu do przyjaciół i ludzi dobrze
czyniących. Zestaw argumentów za odrzuceniem „miłości nieprzyjaciół” jest
powalająco przekonujący. A jednak Jezus Chrystus mówi: „A Ja wam powiadam:
Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują;
tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie”. (Mt 5,44n.)
Czyżby Jezus żądał czegoś totalnie niemożliwego
dla zwykłego śmiertelnika? A może to wezwanie tylko dla garstki wybranych z
„panteonu świętych”? Nic z tych rzeczy! Przede wszystkim, nie należy traktować
Jezusowych słów jako nieludzkiego żądania lub bezwzględnego przymusu. W ogóle
jeden z najbardziej przerażających pomysłów, to zmuszać do miłości. Jeśli ktoś
reaguje alergicznie na „kawałki” w stylu „musisz kochać”, to bardzo dobrze!
Jeśli ktoś zmusza do miłości, to znaczy, że nie kocha i nie ma nawet żadnego pojęcia
w temacie miłości. Miłość jest dogłębnie spleciona z wolnością. Miłość może
zaistnieć tylko wtedy, gdy jest całkowicie dobrowolnym wyborem
serca.
Tak więc słowa Jezusa nie należy rozumieć
jako zimnego nakazu, ale jako absolutnie przyjacielskie zaproszenie.
Zero opresyjnego przymusu. Jak tu nie płakać z wdzięczności, mając poczucie
takiej wolności w przestrzeni miłości? Jezus nie zmusza, ale zaprasza do
miłości nawet nieprzyjaciół, gdyż w swym Boskim Sercu rozpoznał, że tak właśnie
jest najlepiej. Dlatego, warto skorzystać z tego zaproszenia. Znaczy to, że
całkowicie dobrowolnie, otwieram me serce na miłość, także wobec nieprzyjaciół.
Ufam, że Jezus proponuje Absolutnie Najlepsze Rozwiązanie, które pozwala być
dzieckiem Bożym. Pełna realizmu mądra troska! Dlaczego?
Otóż, jeśli człowiek po doświadczonej krzywdzie
odpowiada złem, to wtedy sam sobie zaczyna tworzyć jeszcze większe
piekło w sercu. Wcześniejsze uderzenie krzywdziciela jest tylko preludium. Gdy
nie odpowiadam z miłością, wtedy wchodzę w samobójczą logikę zemsty. Co to
powoduje? Otóż otwieram się wtedy na złego ducha, który podstępnie „podkręca”
człowieka, mówiąc „zobacz, jak zostałeś skrzywdzony!”. W ten sposób szatan
nakręca w sercu spiralę najgorszych uczuć. Bezwzględnie rozdeptuje zdeptanego!
Jednocześnie Duch Święty ogromnie pragnie pomóc, ale nie może, gdyż
serce poszkodowanego jest zamknięte i zablokowane. Najpierw człowiek
doświadczył zła od człowieka, a potem staje się ofiarą samego szatana.
Tragiczny wybór piekła przez pokrzywdzonego …
Gdy człowiek odpowiada dobrem i modlitwą, wtedy
dokonuje się coś radykalnie odmiennego. Zranione przez nieprzyjaciela serce,
poprzez miłość zakłada blokadę na jad szatańskiego obłudnika. Zarazem poprzez
ufne posłuszeństwo słowom Jezusa, skrzywdzone serce otwiera się na pomoc Ducha
Świętego. Duch Święty daje nam Boską moc, która jako jedyna jest w stanie
przezwyciężyć skutki ludzkiego zła. Dokonuje się niezwykły cud. Następuje
stopniowa neutralizacja pierwotnego zła. Nawet w przypadku największych
przestępstw, w zranionym sercu pojawia się pokój i przebaczenie. Kochając,
otwieram się na miłość. Tym razem zamiast piekła, pojawia się Niebo…
Miłość nieprzyjaciół nie jest
odrealnionym przymusem! Miłość nieprzyjaciół to super-realistyczne zaproszenie,
z którego warto po prostu skorzystać; dla dobra własnego i innych…
23 lutego 2014 (Mt 5, 38-48)