Blaski i cienie przyjemności


             "W życiu robię tylko to, co mi się podoba. Nie zamierzam rezygnować z tego, na co mam ochotę”. Oto jakże popularna koncepcja życiowa. W takim modelu człowiek koncentruje się jedynie na swoich oczekiwaniach i upodobaniach. „Moja przyjemność” staje się najwyższą wartością życiową.  

Aby lepiej uchwycić strukturę przyjemności, warto uświadomić sobie, że gdy np. smakuję cukierka, drugi człowiek nie ma bezpośredniego dostępu do mojego odczucia. Doznawany smak słodyczy jest tylko  w moich ustach. Nawet jeśli ktoś jest tuż obok, może co najwyżej wyobrazić sobie, co ja aktualnie odczuwam. Tak więc przyjemność ze swej natury ogranicza się tylko do tej osoby, która jej doświadcza. 

Można wyróżnić trzy podstawowe poziomy przyjemności: cielesny, psychiczny i duchowy. Do pierwszego rodzaju należą doznania typowo cielesne, np. smak pysznej ryby, miłe ciepło przy pogłaskaniu ręki. Wyższą formą przyjemności jest przeżywanie stanów uczuciowych, które angażują psychikę. Świetnym tego przykładem jest wyznanie „kocham cię”, które wyzwala uczucie „ciepłego szczęścia”. Wreszcie przyjemność o charakterze duchowym jest ściśle związana z podejmowaniem decyzji i intelektualnym poznawaniem. Przykładem tego jest duchowa satysfakcja z możliwości sprawowania władzy wobec innych ludzi.  

                Przyjemność sama w sobie jest moralnie neutralna. Problemem miłości nie jest przyjemność, ale „przyjemność tylko dla mnie”. Jest to filozofia życia w stylu: „czynię zawsze to, co mi się podoba”. Taki kierunek prowadzi do unieszczęśliwiającej destrukcji siebie i innych. Zaspokojenie przyjemności daje wprawdzie chwilową ulgę. Potem jednak pragnienie odradza się na nowo. Zarazem im człowiek  bardziej się zaspokaja, tym bardziej pragnie. Widać to jak na dłoni w obecnej kulturze konsumpcjonistycznej. W konsekwencji człowiek staje się niewolnikiem własnej przyjemności. Tak oto „rodzi się” osoba wiecznie niezadowolona, mająca nieustanne roszczenia i oczekiwania wobec innych. A jak nie wpaść w macki takiego zniewolenia? 

Przede wszystkim nie chodzi o to, aby zanegować przyjemności. Przyjemności są dobrem stworzonym przez Boga. Istotnym problemem jest koncentracja jedynie na sobie i na swoich przyjemnościach. Aby przełamać taką egoistyczną orientację życiową, warto przyjrzeć się temu, co robi Jezus. A cóż takiego czyni? Otóż  świadcząc o swej relacji z Ojcem, wyznaje:  „to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył… nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba” (J 8, 28n.).  Oto  wyzwalająca propozycja: „czynić to, co się Bogu Ojcu podoba”. Zamiast szukać  swej przyjemności, dążyć do wypełniania Bożych upodobań.  Owocem takiego postępowania staje się coraz większe doświadczenie wewnętrznego i także zewnętrznego nasycenia. 

W tej logice miłości pragnę sprawiać przyjemność Bogu i drugiemu człowiekowi. Przestaję myśleć tylko o sobie, bardziej troszcząc się o drugiego. Nie jest to utrata niszcząca, ale tak naprawdę wyzwalająca.  Św. Tereska odnajdywała szczęście w tym, że obdarowywała Jezusa i innych ludzi różnymi drobnymi przyjemnościami. Uwielbiała sprawiać  przyjemność z miłości. Miłością jest także rezygnacja z własnej przyjemności dla dobra lub w intencji drugiego. Św. Charbel jadał najgorsze resztki jedzenia, po innych mnichach; znajdywał w tym radość, ani troszeczkę nie narzekając na brak dobrego jedzenia. Szczęściem jest zrezygnować  z otrzymanej czekolady i ofiarować ją komuś, aby doświadczył przyjemnej słodyczy. Przyjemność „dla drugiego”, to miłość. Człowiek kochający jest w stanie podjąć nawet wielkie wyrzeczenia, aby druga osoba czuła się kochana i przytulana. 

Wreszcie, gorliwie wsłuchując się w głos Boży, człowiek jest w stanie podejmować decyzje, które będą wielką życiową pomocą dla innych. Święty przełożony to ten, który spełnia Boże upodobania i dzięki temu swymi decyzjami uszczęśliwia osoby, za które odpowiada. Panie, ucz nas wpatrywać się w Ciebie…  

8 kwietnia 2014 (J 8, 21-30)