W życiu spotykamy różnych ludzi. Najczęściej
chwile te wpisują się w taki zwyczajny strumień codziennie upływającego czasu.
Nic szczególnego się nie dzieje. Ale nieraz zdarzają się spotkania, które
pozostawiają po sobie szczególnie wyrazisty ślad. Nie tylko świadomość, ale
cała egzystencja człowieka pozostaje pod wpływem tego, co się wydarzyło. W tym
wspomnieniu możliwa jest radykalna dwubiegunowość. Chodzi o to, że skutki
obecności drugiego człowieka mogą być bardzo negatywne lub wysoce pozytywne.
Negatywność charakteryzuje się konsekwencjami w
postaci złego samopoczucia. Po odejściu spotkanego człowieka, daje o sobie znać
dziwne przytłoczenie. Pojawiają się nawet bóle typowo fizyczne: głowy, żołądka,
całego organizmu. Takie sytuacje mają miejsce, gdy spotykamy kogoś, kto stawia
siebie w absolutnym centrum i zarazem nosi w sobie duchową pustkę. Gdy rozmowa
przestaje koncentrować się na pustym egocentryku, wtedy automatycznie traci on
zainteresowanie tematem. W takim spotkaniu nie ma miejsca dla Boga żywego.
Ewentualne słowa o "Bożych sprawach" przybierają postać pustej
demonstracji osłabiającej pseudomądrości.
Pozytywność odznacza się radykalnie
odmiennym sposobem oddziaływania. Spotkanie z człowiekiem „pozytywnym” wyzwala
w człowieku nowe energie życiowe. Wszystko zostaje wyniesione na wyższy poziom
istnienia. Jeśli na początku występowało poczucie zagubienia i dysharmonii, to
po spotkaniu rozbłyskują światła oświetlające dalszą drogę i odczuwalna staje
się większa wewnętrzna harmonia. Gdy samopoczucie było relatywnie dobre,
później sens życia odsłania się z jeszcze większą intensywnością. Fascynujące
jest doświadczenie uzyskania nowej energii życiowej. Tak, jak gdyby ktoś nam
coś z głębi siebie przekazał. W miejsce smutku, pojawia się radość istnienia.
Dzieje się tak, gdy spotkana osoba potrafi usuwać się w cień. Nie koncentruje
uwagi na swej wspaniałości, ale wyraża autentyczne zainteresowanie życiem
drugiego. Człowiek zachowujący się w ten sposób ma w sobie Boga, którego pełnia
obecności po prostu emanuje z niego; podobnie jak światło z żarówki. Nie chodzi
nawet o to, by konkretnie o Bogu rozmawiać. Nie są najważniejsze słowa, ale
duchowy stan wnętrza spotkanego człowieka. Człowiek wypełniony Bogiem więcej
dobra uczyni mówiąc banalne „ładna pogoda”, niż człowiek daleki od Boga,
posługujący się najbardziej pobożnymi formułami.
Tak! Człowiek jest rozpięty pomiędzy
nicością i Bogiem; pomiędzy pustką i Pełnią Obecności. Konsekwencją tego są
dwie radykalnie odmienne postawy serca: „na nie” i „na Tak”. Przykładem
negatywnej postawy jest początkowe zachowanie uczniów po ukrzyżowaniu Jezusa
(Por. Mk 16, 9-15). Uparcie trwają pogrążeni w smutku i negacji. Nic do nich
nie dociera. Słowa naocznych świadków zmartwychwstania, Marii Magdaleny i uczniów
z Emaus, spotykają się z przyjęciem, które przypomina rzucanie „grochem o
ścianę”. Nawet sam Jezus zostaje przyjęty sceptycznie. Dlatego Mistrz „wyrzucał
im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go
zmartwychwstałego”.
Ta Jezusowa reprymenda jest przede wszystkim
wielkim zaproszeniem do podjęcia życiowej postawy „na Tak”. Oznacza to
wewnętrzne otwarcie na dobro, które otrzymujemy. Zamiast skoncentrowania na
sobie, skierowanie się ku Bogu. Z kolei takie otwarcie pozwala
przezwyciężać wewnętrzną pustkę i przyjmować dar Bożej Obecności. Zamiast
unicestwiającej nicości, Boża Pełnia dająca życie. Postawa „na tak” pozwala
wypełniać się Bogiem, którym można potem obdarzać innych. W ten sposób możliwa
staje się realizacja Chrystusowego wezwania: „Idźcie na cały świat i głoście
Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”. Mając Boga w sercu, człowiek
swą obecnością nie osłabia drugiego człowieka, ale go wzmacnia. Spotkanie staje
się czasem pięknego promieniowania, które napełnia spotkanego nową energią do
życia. Ta święta energia pochodzi od Zmartwychwstałego Pana. Już wkrótce
kanonizowani, Jan XXIII i Jan Paweł II, są świetnymi przykładami takiego Bożego
promieniowania, które wzmacnia i napełnia życiem.
26 kwietnia 2014 (Mk 16, 9-15)