Troskliwa miłość


Zaczęła czuć się coraz gorzej. Przeprowadzone badania wykazały jednoznacznie chorobę nowotworową. W niedługim czasie znalazła się w szpitalu na oddziale onkologicznym. Nadzieja dawała siłę, aby dzielnie walczyć. Niestety pewnego dnia, usłyszała od męża, że cała ta sytuacja jest ponad jego siły. Nie widzi możliwości dalszego wspólnego życia i dlatego podjął definitywną decyzję o odejściu. Po tym oświadczeniu, po prostu opuścił salę szpitalną. W płonące w sercu światło nadziei uderzył potężny podmuch złowrogiego wichru. Już wcześniej czuła się bardzo osamotniona w chorobie, ale otrzymany cios okazał się ponad siły. Następnego dnia wykres bicia serca z kardiografu przybrał wygląd prostej linii. Taka idealnie prościuteńka prosta, jak w szkolnych książkach do nauki geometrii...

Byłoby wielką bezmyślnością, ograniczyć się do bezowocnego załamywania rąk nad kondycją moralną hedonistycznego społeczeństwa. Wszak nieraz życie pokazuje, że ci, którzy najbardziej oburzają się  na innych, gdy sami znajdą się w podobnie trudnych sytuacjach, postępują jeszcze gorzej. Sytuacja, gdy jeden człowiek pozostawia drugiego w jego nieszczęściu i  słabości, jest wielkim wyzwaniem do pokornej refleksji nad „prawdą bycia”. W tym świetle, warto uzmysłowić sobie trzy zasadnicze sposoby bycia ze sobą ludzi, którzy zewnętrznie znajdują się obok siebie. Otóż jeden człowiek wobec drugiego człowieka może zachowywać się jak najemnik, pan lub pasterz (Por. J 10, 11-16). Cóż to dokładniej znaczy?

Najemnik to człowiek, który pozostaje z drugim jedynie w stanie zewnętrznej bliskości. Występuje tu jedynie zatroskanie o własne życie. Życie drugiego jest „czymś obcym i obojętnym”. Jest to tylko środek  dla własnych korzyści. „Człowiek obok” w żaden sposób nie stanowi wartości, dla której warto poświęcać własne życie. Dlatego w obliczu zagrożenia, najemnik  „opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. .. nie zależy mu na owcach”.  Boleśnie obrazuje to wspomniana sytuacja, gdy mąż opuścił chorą żonę. „Wilk cierpienia” natychmiast ją dopadł i bezlitośnie uśmiercił. 

W przypadku „pana”, egoizm ujawnia się poprzez sprowadzenie drugiego do poziomu  niewolnika. Pan usiłuje dominować nad niewolnikiem i we wszystkim chce jego życie podporządkować swojemu życiu. W przypadku zagrożeń, Pan nie ucieka wprawdzie jak najemnik, ale motywem pozostania jest tylko żal przed utratą „posiadanej rzeczy”.  Wykorzystywany człowiek staje się przedmiotem manipulacji i nie ma  prawa do samostanowienia. Przykładem tego są związki, które trwają za cenę toksycznego uzależnienia od siebie. 

Najlepszym wzorcem, jak odnosić się do życia drugiego człowieka, jest sam Jezus. Blask „prawdy bycia”. Chrystus mówi o sobie: „Ja jestem dobrym pasterzem”. Jak to rozumieć? Otóż dobry pasterz w obliczu zaistniałego niebezpieczeństwa nigdy nie ucieka, ale „daje życie swoje za owce”. Na plan pierwszy wysuwa się zatroskanie o życie drugiego, które jest bardziej cenione od własnego. Choroba i wszelka słabość wyzwalają jeszcze większą troskę i heroizm poświęcenia. Piękno prawdziwie „pasterskiej miłości”. 

Być dobrym pasterzem, to wyjść z siebie i otworzyć się na ukochane życie, poprzez troskliwe współodczuwanie i głęboką współobecność. Ta pasterska bliskość pozwala wsłuchać się w świat pragnień i intencji ukochanej osoby. Jezus mówi o sobie: „znam owce moje, a moje Mnie znają”. Nie oznacza to tylko jakiegoś intelektualnego poznania, ale głęboką rzeczywistość spotkania; swoiste wzajemne współprzenikanie w przeżywanej relacji. Jak podkreśla papież Franciszek, na wzór Jezusa, dobry pasterz powinien być tym, od którego „czuć zapach owiec”. Występuje tu „troskliwa obserwacja miłości”, tzn. owca otrzymuje wolność swobodnego odżywiania się, zarazem jest pod czujną ochroną. Dobry pasterz promieniuje miłością, która jednocześnie obdarza wolnością i poczuciem bezpieczeństwa. 

8 maja 2014 (J 10, 11-16)