Życie prawdziwie owocne


„Kochaj i rób, co chcesz”. Św. Augustyn, autor tych słów,  podsuwa świetny pomysł na życiową podróż. Szczęście i nieszczęście są nieustannie u bram ludzkiego serca. Ale nie oznacza to, że jesteśmy igraszką przypadkowych sił. Wszystko zależy od tego, co jest naszym rzeczywistym priorytetem. Warto zwrócić uwagę na dwie pułapki, które podstępnie epatują „przynętą doskonałości”.   

W pierwszym przypadku prawne i moralne zasady wysuwają się absolutnie na pierwszy plan. Nie ma  tu zdrowej  spontaniczności. Najważniejsze jest przestrzeganie zakodowanego w głowie ideału; stąd ciągła kalkulacja „co można, czego nie można”. Taki „święty” uważa się za kogoś samowystarczalnego i godnego naśladowania. Niestety, nawet gdy na zewnątrz wszystko lśni, to wewnętrznie panuje  zimna sztuczność. Duch Święty ma surowy zakaz wstępu do serca, duszy i ciała.  

Drugie sidła polegają na postawie, która ogranicza się jedynie do spontanicznych przeżyć. Ludzkie uczucie miłości staje się racją usprawiedliwiającą i uzasadniającą wszelkie zachowania. Boga nie ma lub zostaje odsunięty na dalszy plan. Wszelka aktywność ogranicza się tylko do sfery czysto ludzkiej. Człowiek  jest źródłem i celem; dla Ducha Świętego nie ma już miejsca.  

Szczęśliwy, kto, nie wpadłszy we wspomniane pułapki, ma przed sobą perspektywę życia wedle słów „kochaj i rób, co chcesz”. Św. Augustyn, wypowiadając tę promienną zachętę, miał głęboko w sercu prawdę, że tylko Jezus jest źródłem i sensem ludzkiego życia. Człowiek prawdziwie żyje i kocha na tyle, na ile trwa w Jezusie. W tym świetle, „kochaj” jest przede wszystkim zaproszeniem do umiłowania Jezusa. Oto pierwszy i zarazem absolutnie najważniejszy kierunek ludzkiego zaangażowania. Chodzi o to, aby najpierw jednoczyć się z Jezusem, który jest Miłością Wcieloną. Dopiero na drugim planie pojawia się jakiekolwiek inne zaangażowanie. Jeśli człowiek jest wypełniony Bożą Miłością, to wtedy może „robić wszystko, co chce”. Nie jest to już jakaś niszcząca samowola, ale twórcza i uszczęśliwiająca  wolność. Takie działanie przestaje być  moralnym lub spontanicznym obumieraniem; staje się życiodajną i ożywiającą aktywnością w świetle i mocy Ducha Świętego. Święty to człowiek, który kocha Jezusa, a następnie czyni to, co On chce.  

Tę rzeczywistość pięknie tłumaczy sam Jezus, który w jednej z przypowieści ukazuje siebie jako prawdziwy krzew winny (por. J 15, 1-8). My jesteśmy latoroślami. W naturze, każda latorośl żyje dzięki odżywczym sokom, które pochodzą od winnego krzewu. Zarazem w trakcie procesu uprawy bezowocne latorośle są odcinane, zaś przynoszące owoc są dodatkowo oczyszczane i wzmacniane. Z tego obrazu płynie jasny i wyrazisty przekaz. Kto próbuje żyć i działać jedynie o własnych siłach, spisuje siebie i swoje działanie „na odcięcie, wyrzucenie i spalenie”. Taka „moralna” lub „przeżyciowa” miłość przeobrazi się w nicość. Jezus wyraźnie mówi: „beze Mnie nic nie  możecie uczynić”. 

Sprawy wyglądają zupełnie inaczej, gdy człowiek  jest latoroślą, która heroicznie chce tkwić w winnym krzewie Jezusa. Wtedy podejmowane działania stają się coraz bardziej owocne. Upływ czasu nie oznacza zdążania do nicości, ale jest nieustannym zbliżaniem się do Doskonałej Pełni Miłości. Dzieje się tak, gdyż spełnia się Chrystusowa obietnica: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity”. Człowiek zespolony z Chrystusem jest wewnętrznie wolny; zarazem zachowuje spontaniczność i respektuje zasady moralne. Po ludzku nie da się tego w pełni połączyć. Jest to możliwe tylko jako nadprzyrodzony dar Ducha Świętego, który „niemożliwe do pogodzenia czyni możliwym”. W takim duchowym stanie, Jezus obiecuje: „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni”.

21 maja 2014 (J 15, 1-8)