Błogosławione czarne chmury


„Czarne chmury na horyzoncie”. To niejednokrotnie wstęp do groźnej burzy i ulewy. Spokojny dzień może zamienić się w gwałtowną nawałnicę. Dlatego obraz ten zyskał sens przenośny jako zapowiedź zbliżającego się niebezpieczeństwa.  Nie można jednak stosować absolutnych uogólnień. Tak naprawdę każda sytuacja stanowi niepowtarzalny bieg wydarzeń i zdarzeń. Bywa, że pozornie „wielka ciemność” niesie w sobie jeszcze „większą jasność”.

W pewnej sytuacji znad horyzontu zaczęła nadciągać potężna czarna chmura. Nie spowodowała jednak niczego złego, lecz wbrew przewidywaniom stała się nośnikiem dobra. Rzecz działa się na pustyni. Wczesnym popołudniem słoneczne promienie paliły niemiłosiernie. Nawet duże skały, prostopadle oświetlane, nie dawały zbawiennego cienia. Żar rozgrzanego powietrza i gorący piasek pustyni dawały poczucie bycia prażonym w głębokiej patelni. I oto w takiej sytuacji, po raz pierwszy od dłuższego czasu, nagle nadciągnęła wielka czarna chmura. Niczym gigantyczny parasol rozpostarła się nad częścią pustyni, w której przebywał pewien nieszczęśnik. Na pewien czas słońce zostało precyzyjnie zakryte. Wcześniejszy ukrop zamienił się w kojącą oazę cienia. Delikatna rześkość, z lekkim wietrzykiem.   

W ten oto sposób potężna czarna chmura, kojarzona najczęściej ze złem, stała się nośnikiem i symbolem dobra. Zamiast zagrożenia dla zdrowia była bezcennym ratunkiem przed przegrzaniem i odwodnieniem, przekraczającym dopuszczalne limity. Przedziwne dobrodziejstwo czarnych chmur, które początkowo wzbudziwszy strach, okazały się być błogosławieństwem w obezwładniającym ukropie.

To fizyczne zdarzenie zawiera w sobie głębokie przesłanie duchowe. Warto wyprowadzić wnioski, które w poważnych życiowych sytuacjach mogą podtrzymać na duchu i umożliwić przebrnięcie poprzez kryzys do finalnej ulgi i radości. Tak  więc byłoby błędem, życiowe „czarne chmury” zawsze interpretować jako niechciane zło, którego lepiej żeby nie było. W pewnych sytuacjach „czarne chmury” są „dobrodziejstwem wstępnym”. Bez tych „czarnych chmur”, początkowo wyzwalających lęk, ból i cierpienie, nie byłoby późniejszego błogosławieństwa.  

Bardzo dobrze prawdę tę ilustruje ewangeliczne zdarzenie, gdy Jezus wskrzesza w miasteczku Nain młodzieńca, który był jedynym synem owdowiałej matki (por. Łk 7, 11-17). „Czarne chmury” są trafną metaforą, aby wyrazić życiowy stan owej kobiety. Zapłakana, towarzyszyła swemu synowi w ostatniej doczesnej drodze. I oto w tych „czarnych chwilach” pojawił się Jezus. Dotknął zmarłego i rzekł „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Efektem tych słów stał się cud wskrzeszenia: „Zmarły usiadł i zaczął mówić”. Następnie Jezus „oddał go jego matce”. Nie trudno sobie wyobrazić stan szczęścia owej matki, po odzyskaniu zmarłego syna. Wcześniejsze cierpienie zamieniło się w wielką radość.

Gdy głębiej spojrzymy, to dostrzeżemy, że „czarne chmury”, które nadeszły w tej konkretnej historii, nie są obrazem poburzowych zgliszczy, ale wyobrażeniem nowej budowli, jeszcze wspanialszej od pierwotnej;  kolejny, bardziej błogosławiony etap na drodze życia. Jak to rozumieć? Otóż wskrzeszenie z pewnością sprawiło, że pomiędzy matką i synem pojawiła się jeszcze głębsza relacja. Gdy ktoś jest cały czas w domu, wtedy często nie doceniamy wartości, jaką ma jego obecność. Po prostu jest. Dopiero, gdy stracimy bliską osobę, budzi się w nas świadomość utraconego skarbu. Gdy jednak powrót tej osoby na nowo staje się możliwy, wtedy przy dojrzałym przeżywaniu, człowiek zaczyna żyć w poczuciu „zwielokrotnionej” wdzięczności za bliską osobę, którą utracił i odzyskał.

Śmierć młodzieńca z Nain była „błogosławioną czarną chmurą”. Gdyby cały czas żył, jego obecność byłaby zapewne „zwykłą” oczywistością. Dzięki temu, że Bóg odebrał mu życie, a potem w Jezusie to życie cudownie przywrócił, bez wątpienia, obecność syna stała się dla matki nowym etapem. Jej serce miało teraz jeszcze większą świadomość daru, jakim był otrzymany od Boga syn. „Czarne chmury” śmierci okazały się być wielkim błogosławieństwem nowego życia… Pozorne zagrożenie okazało  się przeogromną  łaską… 

16 września 2014 (Łk 7, 11-17)