„Odczucie niepokoju”. To swoisty
sygnał ostrzegawczy, który jest wielką pomocą w życiu. Gdy człowiek zrobi coś
niewłaściwego, sumienie zaczyna dawać o sobie znać. Dokonane zło
przeobraża się w wewnętrzny brak pokoju serca. Złe epizody zaczynają
prześladować. Coraz więcej rzeczy zaczyna kojarzyć się z grzesznym czy wręcz z
mrocznym zachowaniem.
W Ewangelii bardzo dobrze widać to zjawisko u
Heroda. Mając władzę królewską, bezmyślnie odebrał życie Janowi Chrzcicielowi.
Na własne oczy widział ściętą głowę swej ofiary. Racjonalnie sprawa
wydawała się ostatecznie rozwiązana. Pomimo tego, na dnie duszy Heroda narastał
lęk, że zabity Jan może „zmartwychwstać” i wrócić. Ludzie, którzy stali
się mordercami, żyją w lęku, że zabity może powrócić. Proces
ten ma miejsce nie tylko w przypadku dosłownego zabójstwa fizycznego, ale także
odnosi się do zabójstwa symbolicznego. Zachowanie takie polega na próbie
wyparcia kogoś ze swojej pamięci. Jest to swoisty akt unicestwiania drugiego
człowieka. Wnętrze „zabójcy” woła: „Nie chcę cię widzieć. Zniknij na zawsze z
mojego świata”. Ale demon zabójstwa jest bezwzględny. Nie da zapomnieć. Będzie
rozbudowywał system dręczących skojarzeń. Nieraz dochodzi do tego,
że zwykłe zapukanie do drzwi powoduje mocny stres i napięcie. Wszak to może
pukać ów unicestwiany człowiek.
Herod, gdy usłyszał o cudach, które przypisywano
wcześniej Janowi Chrzcicielowi, „był zaniepokojony”, jak notuje Ewangelista
(por. Łk 9, 7-9). Rozumem starał się sobie samemu wytłumaczyć: „Ja kazałem
ściąć Jana”. Ale pełen niepokoju chciał zobaczyć tajemniczą osobę, o której
niektórzy mówili: „Jan powstał z martwych”. Herod dodatkowo spętany był
niepokojem, aby nie utracić władzy. Obsesja na punkcie sprawowania władzy
polega m.in. na tym, że wszystko musi być pod absolutną kontrolą. Wszelka
nieokreśloność, jako osoba lub sytuacja, przeobraża się w stany lękowe. Wówczas
nawet najwspanialsze cuda zamiast cieszyć, wywołują paniczne poczucie
zagrożenia.
Najgorsze, co można zrobić, to próbować
zagłuszyć niepokój. Herod popełnił trzy wielkie błędy. Nie uznał popełnionego
zła, nie zwrócił się do Bożego Miłosierdzia, usiłował wmawiać sobie nieprawdę.
W tym kontekście, warto pamiętać o dwóch niebezpiecznych pułapkach. Pierwsza
polega na tym, że człowiek chce sam siebie oszukać, wmawiając sobie, że
„wszystko jest w porządku”. Istnieje pewne przedziwne zdanie: „Mam
pokój!”. Specyfiką tego stwierdzenia jest to, że może oznaczać dwa
radykalnie odmienne stany. Z jednej strony, to może być opis rzeczywistego
pokoju serca. Ale z drugiej strony, często bywa, że jest to forma wmawiania
sobie czegoś, czego serce czuje, że tak naprawdę w głębi duszy nie ma. Wówczas
im większy niepokój serca, z tym większą siłą pojawiają się na ustach solenne
zapewnienia dla siebie i dla innych”: „Mam pokój”. Warto
pamiętać, że słowa nie tylko odkrywają, ale niejednokrotnie także
zakrywają. Jeśli zbyt często powtarzamy słowa „mam pokój”, to na pewno warto
przyjrzeć się bliżej swej duszy. Być może jest to „nakładanie przykrywki”,
która ma zakryć „bulgotanie niepokoju” w garncu „wrzącej duszy”?
Dużo do myślenia daje także postawa zabiegania.
Nieustanna „bieganina”, to jedna z klasycznych form ucieczki przed niepokojem
serca. Cisza zatrzymania wszystko obnaża. W blasku jej duchowego światła nic
się nie ukryje. Bieganie pozwala doraźnie funkcjonować na powierzchni, gdzie
niepokój sumienia zostaje skutecznie zagłuszony. Człowiek jest w stanie na
pewien czas zbudować iluzoryczną skorupę pokoju, która zasłania rzeczywisty
niepokój.
Niepokój serca to bezcenny sygnał ostrzegawczy.
Jeśli uznamy popełniony błąd lub dokonane zło oraz z ufnością zwrócimy się do
Jezusa, na pewno otrzymamy uzdrawiający dar Miłosierdzia. Tylko Jezus
Miłosierny jest w stanie przeobrazić uśmiercający niepokój w dający życie Boży
pokój.
25 września 2014 (Łk 9, 7-9)