Propozycja wiary



Wiara jest „świętą propozycją”. Propozycja ma to do siebie, że daje realną możliwość przyjęcia lub odrzucenia. Dlatego nie  jest rzeczą dobrą wywierać silną presję, aby ktoś miał zestaw poglądów zgodny z nauką Jezusa. Do Ewangelii nie można zmuszać. Ale czy takie podejście nie jest przejawem religijnej indyferencji? Zdecydowanie nie! Rezygnacja ze stosowania przymusu żadną miarą nie oznacza braku zaangażowania i szczerej troski o drugiego człowieka.  Aby lepiej to uchwycić, warto zdać sobie sprawę z dwóch zasadzek na drodze wiary: nachalny przymus i lękliwe milczenie.

W pierwszym przypadku zanika myślowa kategoria propozycji. Wszystko sprowadza się do stosowania nakazu lub zakazu, któremu drugi powinien się podporządkować. Opór traktowany jest jako przejaw „gorszącego bezbożnictwa”.  Choć najczęściej nie ma przemocy fizycznej, to jednak występuje moralna presja osądzania. Powoduje to u wielu ludzi alergiczną reakcję wobec wszystkiego, co niesie z sobą wiara chrześcijańska. Ewangelia kojarzona jest z „podręcznikiem”, który stanowi jedynie „zestaw zakazów lub nakazów”.

Niektórzy chrześcijanie wyraziście dostrzegli ten problem. Niestety popadli potem w drugą skrajność, w której występuje paniczny lęk przed zarzutem prozelityzmu. Dochodzi do kuriozalnej sytuacji: chęć przypodobania się niewierzącym staje się ważniejsza od pragnienia podzielenia się prawdą o Jezusie Chrystusie.  Bojaźliwe milczenie. Nieraz łączy się to z błędną koncepcją tolerancji, wedle której w przestrzeni publicznej nie powinno być znaków wiary. Ewidentnym tego przykładem są składane przez niektórych chrześcijan życzenia na Boże Narodzenie, które ograniczają się do „Wesołych Świąt”. Określenie „Boże Narodzenie” zostaje usunięte, aby nie być posądzonym o  narzucanie religii chrześcijańskiej. Jest to chora postawa, która jest sprzeczna z powołaniem misyjnym chrześcijanina.

Pośród istniejącego zagubienia i pomieszania pojęć, dokładne wczytanie się w Ewangelię umożliwia podjęcie drogi, która pozwala optymalnie odkryć „chrześcijańskie skarby”. W jednym z rozdziałów Ewangelii czytamy, że Jezus wysłał swych uczniów, „aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych” (por. Łk 9, 1-6).  Jednocześnie Mistrz wyraziście stwierdził: „Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim”.  Otrzymujemy jasny i klarowny obraz człowieka, który pragnie nazywać się chrześcijaninem.

Nie ma tu miejsca ani na agresywny prozelityzm, ani  na lękliwe milczenie. W punkcie wyjścia bardzo ważne jest poczucie „zdrowej dumy”  z faktu bycia uczniem Jezusa. Każdy ma jakiegoś nauczyciela. Gdy nauczycielem jest Jezus, można być pewnym, że otrzymywana nauka jest absolutnie zgodna z rzeczywistością. Poczucie chrześcijańskiej dumy nie oznacza pychy i lekceważenia niechrześcijan. Wręcz przeciwnie jest to stan pokornej radości, że mogę zdążać przez życie drogą, która w sposób pewny prowadzi do królestwa Bożego. Duma powodowana jest faktem, że nie popadam w zwodnicze iluzje, ale staję się miłośnikiem prawdziwego szczęścia.  Cechą charakterystyczną takiego stanu duszy jest miłość, która pragnie świadczyć o otrzymanym darze. Świadectwo jest odważnym i pełnym mocy głoszeniem prawdy  o spotkanym Jezusie Chrystusie. W świadectwie zawarte jest miłujące obdarowywanie oraz poszanowanie wolności wyboru słuchacza. „Dzielę się z tobą moim skarbem wiary w Jezusa, a ty zrobisz z tym to, co uważasz za słuszne”.

Chrystus mocno akcentuje, aby z mocą głosić słowo Boże; zarazem wskazuje, że trzeba zgodzić się na bycie odrzuconym. „Strząśnięcie prochu” jest symbolicznym aktem uznania, że każdy ma prawo do pozostawania w swoim świecie. Nie można na siłę poganina „wciągać” do świata wierzących. Zarazem  trzeba bardzo uważać, aby poprzez kontakt z poganinem samemu nie zostać  „wciągniętym” w  pogański świat. Tak więc chrześcijanin z radością dzieli się posiadanym skarbem wiary, zarazem czuwa, aby tego skarbu nie utracić. Jezu, prowadź nas na drodze zdrowego świadectwa wiary!  

24 września 2014 (Łk 9, 1-6)