„W życiu warto mieć zasady”. „W życiu trzeba mieć zasady”. Wbrew pozornemu podobieństwu, w tych dwóch stwierdzeniach chodzi o dwa odmienne style życia. Różnica jest naprawdę istotna! A jaka?
W pierwszym przypadku zasady są owocem
dobrowolnego wyboru. W sumieniu człowieka istnieje wewnętrzne przekonanie
odnośnie ich słuszności. Takie zasady nie są kajdanami, ale swoistą lotnią,
która pozwala unosić się nad przyziemną gmatwaniną krętych dróg, dróżek,
ścieżek i ścieżynek. Aby uchwycić najcenniejsze zalety tego pomysłu na życie,
warto najpierw uświadomić sobie słabe punkty innych koncepcji.
Wspomniany model pt. „W życiu trzeba mieć
zasady” prowadzi do swoistego uścisku egzystencjalnego poprzez „trzeba”.
Narzucone wymogi moralne są tutaj głównym motywem działania. Kto ma silną wolę,
ten rzeczywiście jest w stanie przestrzegać wielu zasad. Powoduje to jednak
wewnętrzne napięcie. Przypomina to chodzenie w sztywnym gorsecie. Zewnętrzna
„moralna figura” wprawdzie dobrze się prezentuje, ale za cenę
zniewalającego od wewnątrz „ucisku”.
Dlatego współcześnie wielu ludzi wybiera inną
skrajność. Aby czuć się dobrze, gorset zostaje odrzucony. Ale nie na tym
koniec. W imię wolności nawet kręgosłup zostaje uznany za
niepotrzebny. W rezultacie „na topie” jest pogląd „minimum zasad”. Powiedzmy
szczerze, życie bez kręgosłupa to wątpliwa przyjemność. Ciało wprawdzie nie ma
żadnych ograniczeń, ale taka bezpostaciowość na dłuższą metę staje się bardziej
uciążliwa niż sztywny gorset. Bezpostaciowy człowiek musi nieustannie
„kombinować” i skazuje się wcześniej czy później na poczucie bezsensu i depresyjną
nudę.
Dlatego warto przemyśleć obecność w gronie
wolnych ludzi z zasadami. Takie życie można zilustrować obrazem, w którym
człowiek ma zdrowy kręgosłup i zarazem nie nosi na sobie
usztywniającego gorsetu. Niesamowitość takiego stylu polega na tym, że mam
jasno określone zasady, których się zdecydowanie trzymam. Ta wierność nie jest
motywowana przymusem, ale moim wewnętrznym wyborem. Po prostu obieram i
dobrowolnie stosuję zasady, które rozpoznałem jako najlepsze. Dzięki tym
zasadom mam kręgosłup, który daje mi poczucie, że wiem, czego chcę. Zarazem
wolny wybór zasad chroni przed „życiowym usztywnieniem”. Wewnętrzna
wolność to wielka sprawa! Oczywiście, komuś nasze zasady mogą się nie podobać.
Ale to już jego problem, że chce ingerować w nie-swoje życie. Oczywiście dla
chrześcijanina źródłem zasad jest Ewangelia.
Jedna z pięknych ewangelicznych zasad brzmi:
„Nie odpowiadaj złem na zło”. Jezus nieustannie żył wedle tej prawdy.
Przykładem tego jest epizod, gdy Samarytanie nie chcieli przyjąć Go na nocleg,
„ponieważ zmierzał do Jerozolimy” (por. Łk 9, 51-56). Chodziło o to, że
świątynia w Jerozolimie była przez Samarytan negowana jako „miejsce
najświętsze”. Pomiędzy Żydami i Samarytanami istniała wzajemna wrogość. Dlatego
żydowscy uczniowie Jezusa, w odwecie za odmowę gościny, chcieli na wzór dawnych
proroków zesłać „ogień kary Bożej”. Ale Jezus nie uległ ich presji i
zdecydowanie „zabronił im”. W wewnętrznej wolności zastosował
zasadę: „nie odpowiadaj złem na zło”. Nie uległ namowom swych uczniów.
Przy okazji tej sytuacji warto pamiętać, aby nie
ulegać presji, gdy ktoś bez wystarczającego motywu oczekuje od nas zawieszenia
zasady, której przestrzegamy. Na bezpodstawnym odstępstwie nic nie zyskamy.
Taki człowiek bowiem i tak tego nie uszanuje. Później będzie się domagał
kolejnych wyjątków. Boży człowiek nigdy nie będzie wywierał presji, aby ktoś
łamał „święte zasady”. Wręcz przeciwnie pokornie uszanuje „święty kanon”
drugiego człowieka.
Wielka to sprawa mieć swoje zasady i z wolnością
serca wiernie je realizować. Gdy zasady te są zgodne z Wolą Bożą, wtedy
serce człowieka wypełnione jest pokojem i stanem wewnętrznej oczywistości, że
„tak właśnie ma być!”.
30 września 2014 (Łk 9, 51-56)