„Życie wieczne?”, uśmiechnął się z politowaniem.
„ Ależ to pocieszająca bajeczka dla odrealnionych romantyków i życiowych
nieudaczników! Chyba nikt poważny nie traktuje tej naiwnej opowiastki o
wieczności na serio?”, doprecyzował swą wypowiedź. Te słowa odzwierciedlają
poglądy wielu ludzi. Ale uwaga! Zasadniczo nie chodzi o teoretyczne
deklaracje, lecz o rzeczywisty stan przekonań, znajdujący swe odzwierciedlenie
w codziennych zachowaniach. Wszystko jest wtedy przeliczane wedle kalkulatora
doczesności. Wieczność nie jest brana pod uwagę przy rozwiązywaniu życiowych
problemów.
W konsekwencji wielorakie doczesne bogactwa
stają się głównym motorem działań. Nie chodzi tylko o pieniądze, ale istnieje
przeogromny wachlarz rzeczy i przyjemności, które mogą
być niewolniczo poszukiwane. Wszelkie namiętne gromadzenie powoduje,
że człowiek musi biec, aby zdobywać coraz więcej. Niektórzy tak już się rozpędzili,
że gonią niemalże dosłownie „z wywieszonym językiem”. Taka życiowa
pogoń powoduje, że wszelka tematyka dotycząca spraw ostatecznych staje się jak
rozmazane widoczki za oknem pędzącego pociągu. Konkretem staje się doświadczane
pragnienie, które musi być zaspokojone „tu i teraz”. Ale to zaspokajanie można
przyrównać do picia słonej wody. Im bardziej człowiek pije, tym bardziej
odczuwa pragnienie. Logika jest prosta. Skoro nic poza tym światem nie
istnieje, to trzeba jak najbardziej nasycić się w życiu doczesnym.
W chwili śmierci zniknie jednak możliwość
dalszego zaspokajania się rzeczami z tego świata. Jeśli były najważniejsze, to
oznacza, że człowiek pozostanie z rozbuchanym pragnieniem, które nie może być
już zaspokojone. Jezus wyraziście ilustruje ten stan wkładając w usta pewnego
bogacza pośmiertne błaganie: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij
Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo
strasznie cierpię w tym płomieniu” (por. Łk 16, 19-31).
To wiecznie cierpienie bogacza łączy się z
doświadczeniem samotności. Zafiksowanie na punkcie bogactwa zaślepia
człowieka. Bogactwo powoduje, że człowiek przestaje dostrzegać
innych ludzi. Ewangeliczny bogacz nie czyni bezpośrednio niczego złego biednemu
Łazarzowi, który leży u bram jego pałacu. Nie przeklina go, nie odmawia
jedzenia. Bogacz po prostu świetnie się bawi w swym bogatym światku
i biedaka już nie widzi. Oto tragedia! Egoistyczne bogacenie się
zaślepia i uniemożliwia relacje bliskości. Śmiertelne niebezpieczeństwo polega
na tym, że człowiek czyni zło, zupełnie tego nie dostrzegając. Zarazem bawiący
się ze sobą bogacze tak naprawdę trwają w jakiejś iluzorycznej wspólnocie. W
rzeczywistości są zlepkiem egoistów i interesownych graczy.
Tak więc pęd za doczesnym bogactwem rozpala
nienasycenie i prowadzi do coraz głębszego zamknięcia na drugiego
człowieka. Ten stan niezaspokojonego pragnienia i samotności utrwali się na
wieki. Czy warto przyjąć diabelskie zaproszenie do piekła?
Chyba jednak lepiej skorzystać z zaproszenia
Jezusa Chrystusa... A jak to zrobić? Po prostu, trzeba być ubogim; trzeba
potraktować na serio ewangeliczne słowa o życiu wiecznym. Ubogi ma kalkulator
wieczności. Wszystko „przelicza” w perspektywie wiecznego spotkania z Bogiem.
Nadzieja powoduje, że taki człowiek na ziemi ogranicza się do tego, co
potrzebne. Znikają sztucznie tworzone potrzeby, które trzeba zaspokoić.
Pragnienia dóbr doczesnych nie są nadmiernie rozbudzane. Zarazem rozwija się
pragnienie Boga. Jednocześnie ubóstwo otwiera oczy na drugiego człowieka.
Rozwija się wrażliwość serca. Rodzą się autentyczne więzy bliskości i
solidarności. W wieczności pragnienie Boga zostanie ostatecznie zaspokojone.
Zarazem utrwali się zainicjowana na ziemi wspólnota. Oto Niebo,
czyli szczęście bycia razem z Bogiem i z ludźmi w autentycznej miłości,
bliskości i jedności.
Kult ziemskiego bogactwa prowadzi do wiecznego
cierpienia i duchowo komplikuje życie doczesne. Ubóstwo otwiera na Wieczne
Szczęście w Niebie i pomaga przeżywać doczesność w pokoju serca...
29 września 2013 (Łk 16, 19-31)