„Zmagania z chorobą. Poczucie osłabienia.
Przytłaczający bezsens. Dręczące zniewolenie”. Oto zestaw życiowych
doświadczeń, które są jednym wielkim zaproszeniem do pójścia na Mszę Świętą.
Niestety, dla wielu ludzi nawet niewielka dolegliwość lub małe zmęczenie są
bardzo mocnym argumentem, aby zrezygnować z „męczeńskiej drogi”, która wiedzie
do budynku zwanego kościołem. Wielka szkoda! Zamiast skorzystać z okazji, aby
doświadczyć uzdrawiającej i umacniającej łaski, taki człowiek woli trwać w swej
słabości i lenistwie, „jakoś tam” uzasadnionym. W rzeczywistości jest to
przedziwny akt krzywdzenia samego siebie, choć ofiara jest przekonana, że robi
dobrze dla swego zdrowia i życia.
Cała trudność polega na niewłaściwym postrzeganiu
sensu niedzielnego zgromadzenia, które utożsamiane jest jedynie z prawnym
obowiązkiem. W jednym z ewangelicznych epizodów takie podejście prezentuje
przełożony synagogi (por. Łk 13, 10-17). Gdy Jezus uzdrowił w trakcie
nabożeństwa kobietę cierpiącą od osiemnastu lat, ów legalista zdenerwował się.
Był „oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił”. Dla legalisty szabat sprowadzał
się jedynie do zestawu zakazów i nakazów, które trzeba przestrzegać. Niestety,
w myśleniu legalistycznym nie ma miejsca dla żywego Boga i człowieka. W
konsekwencji totalną abstrakcją staje się prawda o Bożym uzdrawianiu. Wielka
szkoda, że współcześnie dla wielu osób Msza Święta kojarzy się jedynie z
koniecznością wypełnienia „jakiegoś prawa”. Co więcej, określenie „Msza Święta”
funkcjonuje jako synonim sformułowania „nudny i nieżyciowy niedzielny
obowiązek”.
Jezus odsłania przed nami zupełnie inną
perspektywę. Dla Niego nabożeństwo w synagodze nie było „suchym czytaniem i
interpretowaniem Biblii”, ale świętym czasem, gdzie w centrum jest uzdrawiający
Bóg i chory człowiek. W ten sposób otrzymujemy zupełnie nową „definicję”
Mszy Świętej. Jest to święta czasoprzestrzeń, do której Bóg zaprasza człowieka,
aby go uzdrawiać, uwalniać i umacniać. W takim świetle, okowy różnych
osłabień oraz zniewoleń fizycznych i duchowych są szczególnym motywem, aby udać
się na spotkanie Boga Uzdrowiciela.
Jezus dostrzegł w synagodze umęczoną kobietę i
rzekł do niej: „Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy”. Następnie Mistrz
włożył na nią ręce i „natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga”. Warto
dostrzec dalekowzroczną mądrość owej kobiety. Mogła sobie powiedzieć, tak jak
to czyni wiele osób łatwo zwalniających się z Mszy Świętej: „Jestem chora i już
nie będę dodatkowo obciążać się chodzeniem na nabożeństwa”. Wszak ewangelista
zanotował, że „od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden
sposób nie mogła się wyprostować”. Gdyby tak uczyniła, nie doświadczyłaby
uzdrowienia i nadal trwałaby w chorobie, sądząc, że dobrze czyni, nie
przemęczając się chodzeniem do synagogi.
Na szczęście owa kobieta nie zatrzymała się na
poziomie prawa, dostrzegając w ówczesnej liturgii obecność żywego Boga.
Potwierdzeniem tego jest fakt, że po uzdrowieniu: „Chwaliła Boga”. Niezwykłe, w
tamtych realiach, nie zatrzymała się na Jezusie jako czysto ludzkim
uzdrowicielu, ale dostrzegła w Jego działaniu uzdrawiającą moc samego Boga.
Jezus potwierdził słuszność takiego myślenia. Zdecydowanie wezwał wszystkich,
aby nie redukować szabatu do „nieludzkiego prawa bez Boga”. Mistrz wskazał, że
szabat został ustanowiony po to, aby uwielbiać Boga i zaakcentować Jego
uzdrawiającą Moc. Dlatego właśnie szabat był najlepszym dniem, aby dokonać
uzdrowienia i uwolnienia z szatańskich więzów.
W ten sposób Jezus zaprasza nas współcześnie do
odkrycia Mszy Świętej jako czasu i miejsca, gdzie Bóg przychodzi z darem
uzdrawiania i uwalniania z wszelkich niemocy. Kto nie chce sam siebie
krzywdzić, niech korzysta z tej niepowtarzalnej okazji otrzymywania sił
fizycznych i duchowych. Prawdziwie mądry jest człowiek, dla którego
doświadczana słabość jest dodatkowym motywem, aby „zebrać się” i iść na
spotkanie z Jezusem w Eucharystii. To bardzo rozsądny i życiowy sposób
postępowania…
27 października 2014 (Łk 13, 10-17)