Chrystusowe królestwo dobroci


„Drugi człowiek to ktoś, kogo trzeba zniszczyć. „On” lub „ona” powinien poczuć, że jest nikim, a właściwie niczym”. Taka „definicja antropologiczna” jest u podstaw wielu działań, hejtów i wypowiedzi. Dla niektórych osób dzień bez obrażenia lub poniżenia kogoś, to dzień „beznadziejnie” stracony.

Dzisiejsza Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata stanowi zaproszenie do odejścia od tej śmiercionośnej optyki na rzecz optyki życiodajnej. Jezus ukazuje siebie jako Króla, którego królestwo jest duchową przestrzenią szczerej dobroci. W tym królestwie mogą zamieszkać tylko ci, którzy kierują się „życiodajną” „definicją” człowieka. W tym ujęciu drugi człowiek to ktoś, kogo obdarzamy życzliwością, miłością, szacunkiem, dobrem, prawdą i pięknem. Ten ambitny cel pozostanie jedynie nonszalancką mrzonką, jeśli nie odkryjemy sercem, że Bóg zamieszkuje w człowieku. Szczytne deklaracje lub „lśniące czyny” jeszcze nie oznaczają uznania Jezusa za Króla. Paradoksalnie, można być „działaczem chrześcijańskim” i zarazem poruszać się całkowicie poza granicami Chrystusowego królestwa.

Przy pomocy sceny Sądu Ostatecznego Jezus wyjaśnia nam prawdę o swym królewskim zamieszkiwaniu w człowieku (por. Mt, 25, 31-46). W nauce Jezusa występuje ścisłe zespolenie Boga i człowieka. Związek jest tak ścisły, że nie można kochać Boga, nie kochając człowieka i zarazem nie można kochać człowieka, nie kochając Boga. Wchodzimy w obszar Chrystusowego królestwa wtedy, gdy z czystej intencji czynimy dobro drugiemu człowiekowi.  Chodzi o intencję, w której motywem jest szczere wsparcie potrzebującego. Pomagam, daję, po prostu. Nie jest to dobro wyświadczane „bogatemu” na zasadzie „ubijania interesu dla siebie”. Tylko „czyste dobro” jest równoznaczne z uznaniem Chrystusa za Króla.  

Interesujące jest to, że w obrazie Sądu Ostatecznego zarówno „błogosławieni” jak i „przeklęci” są zaskoczeni, gdy dowiadują się, że uczynili coś dla Chrystusa lub czegoś nie zrobili. Błogosławieni po prostu pomogli biednemu, nagiemu, spragnionemu. Jezus uznał to za dobro uczynione także sobie. Z kolei potępieni świadomie nic nie mieli przeciwko Bogu. „Jedynie” nie nakarmili głodnego, nie odziali nagiego, nie napoili spragnionego. Jezus odebrał ten brak jako bezpośrednio dotykający Jego samego.  

Kontemplując Jezusa jako  Króla, warto przypomnieć, że jest On obecny w postaci Najświętszego Sakramentu w kościelnym tabernakulum.  Choć fizycznie klękamy przed tabernakulum, w sercu uniżamy się przed Chrystusem, który jest wewnątrz obecny. Jezus Król zaprasza nas do tego, abyśmy traktowali człowieka jako „widzialne tabernakulum” Jego niewidzialnej obecności.  Szczerze służąc człowiekowi, padamy na kolana przed samym Bogiem w Chrystusie.  

W kontekście "służby dobroci", wyjątkowej rangi nabiera dobro wzajemnie wyświadczane w sakramentalnym małżeństwie. Sakrament jest widzialnym znakiem niewidzialnej obecności Boga. Na mocy sakramentu dla męża żona jest szczególną osobą, w której uobecnia się Chrystus. Można powiedzieć, że dla męża żona jest „tabernakulum”, w którym zamieszkuje Chrystus. Dobro uczynione żonie staje się równoznaczne dobru wyświadczonemu Chrystusowi. Oczywiście dokładnie taka sama zależność istnieje w relacji żony do męża, który jest dla niej „tabernakulum” Chrystusa.

Pierwszą osobą, której mąż powinien wyświadczać dobro, jest żona i vice versa. Jest to konsekwencja sakramentalnej jedności, w której mąż lub żona są dla siebie swoistym „wcieleniem” Boga. Dobro „z czystej intencji” wyświadczone małżonce, małżonkowi jest aktem uwielbienia samego Chrystusa Króla. Nieraz bywa, że wszyscy dokoła są obdarzani dobrocią i uśmiechem, ale w domu mąż od żony lub żona od męża dobrego słowa, dobrego gestu lub szczerego uśmiechu już nie uświadczy. Gdy tak jest, najczęściej „zewnętrzne dobro” jest tylko „obłudną pokazówką”. Gdy najpierw jest dobro małżeńskie, a potem ten wzajemny dialog miłującej dobroci promieniuje na zewnątrz, wtedy zostaje wyzwolone „czyste dobro”. Jest to równoznaczne z piękną proklamacją, że Jezus Chrystus jest Królem Wszechświata.

Króluj nam Chryste, zawsze i wszędzie!  

23 listopada 2014 (Mt 25, 31-46)