Miłujące wyczucie chwili


„Męczące sprzeczki. Uciążliwe konflikty. Wzajemne pretensje”. Dlaczego tak się dzieje? Paradoksalnie, częstym powodem nieporozumień jest „szlachetna konfrontacja”. Przedziwne! Jedna strona troszczy się o prawdę, druga strona pragnie miłości, ale niestety efekt końcowy nie jest zbytnio ciekawy... Jak to możliwe?

Cały mechanizm dobrze pokazuje sytuacja, gdy na przykład jedna osoba krytykuje drugą za jej słabości i zaniedbania, które obiektywnie rzeczywiście występują. Autor zarzutów ma uzasadnione przekonanie, że mówi treści zgodne z faktami. Piętnowanie „dziadostwa”  jest postrzegane jako troska o wyegzekwowanie niezbędnych standardów.

W trakcie tych "troskliwych uwag", u słuchacza powstaje często bolesne odczucie bycia atakowanym i niekochanym. Załącza się wtedy mechanizm obronny: "nie jestem chłopcem do bicia”. Może to być strategia „obrony przez atak”, zimna obojętność lub ostentacyjne lekceważenie. Do nieba wznosi się wołanie: „Dlaczego miłość nie jest kochana?”.

Prawda, miłość, a jednak przepaść… Dlaczego? „Bo do tanga trzeba dwojga”. Sama prawda bez miłości, lub sama miłość bez prawdy, to „katastrofa w życiowym tańcu”. Z perspektywy chrześcijańskiej trzeba mocno podkreślić, że samo wypowiadanie prawdy nie utożsamia się automatycznie z wolą Jezusa. Gdy pewnego razu Jezus wszedł do synagogi, duch nieczysty poprzez opętanego człowieka zawołał: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić.  Wiem, kto jesteś: Święty Boży”. Te trzy zdania w pełni odzwierciedlały prawdę. W synagodze rzeczywiście stał Jezus Nazarejczyk, Syn Boży, pogromca wszelkiego zła. A jednak Jezus nie pochwalił ducha nieczystego za jakże treściwą wypowiedź. Wręcz przeciwnie: „Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”.  Mistrz tak zareagował,  gdyż w autorze wypowiedzi nie było miłości. Z kolei w powiązaniu z brakiem miłości uwyraźniła się fundamentalna kwestia czasu. Otóż nie był to jeszcze czas, aby w pełni ogłaszać tożsamość Jezusa. Ujawnianie „tajemnicy mesjańskiej” na tym etapie było niebywale szkodliwe i niebezpieczne.

Aby „tango miłości z prawdą” było możliwe, trzeba respektować kwestię czasu. W zależności od chwili wypowiedzenia, te same słowa mogą być pełne okrucieństwa lub miłosierdzia. Pewien człowiek po nagłej stracie pracy, w stanie załamania, wypił nadmierną ilość alkoholu, spadł ze schodów i potłukł się. Oznajmienie leżącemu: „Jak byś nie pił, to byś się nie potłukł” byłoby w pełni zgodne z prawdą. Ale taka „mądrość” wypowiedziana tuż po zdarzeniu byłaby zatrważającym brakiem miłości. Jezus takiemu „mędrcowi” zapewne powiedziałby: „Milcz!”.  

Miłość  wymaga, aby w takiej sytuacji najpierw udzielić potłuczonemu człowiekowi niezbędnej pomocy medycznej i duchowej. Mając dopiero taki „autorytet miłości”, gdyby ofiara nadal uciekała w alkohol, po pewnym czasie jak najbardziej można byłoby jej uzmysłowić: „Jak będziesz pił, to się potłuczesz, a nawet zabijesz”. Tym razem te twarde słowa byłyby znakiem odpowiedzialnej troski i miłości. To samo zdanie wypowiedziane w chwili „A” może spowodować wielką przepaść pomiędzy ludźmi, zaś w chwili „B” umożliwi zbudowanie solidnego pomostu przyjaźni.  

Powiedzieć prawdę,  to nawet szatan potrafi. Gdy człowiek zimno oznajmia prawdę bez miłości, wtedy nie jest narzędziem Bożym, ale przypomina ducha nieczystego, który targał opętanym człowiekiem. Sztuka Chrystusowej miłości polega na tym, aby wiedzieć kiedy i jak prawdę powiedzieć. Gdy człowiek prawdziwie kocha, to z reguły świetnie wyczuwa optymalny moment: nie za wcześnie i nie za późno.

Zauważmy, że Jezus Zmartwychwstały nie tylko pozwolił, ale wręcz posłał swych uczniów, aby całemu światu  ogłaszali prawdę, którą w sensie treści, pozbawionej miłości, duch nieczysty wcześniej wypowiedział. Stało się tak, gdyż odpowiedni czas nadszedł dopiero po Ukrzyżowaniu i Zmartwychwstaniu. Miłująca prawda, prawdziwa miłość i wyczucie chwili, to droga do budowania wzajemnej jedności i zrozumienia. Duchu Święty pomagaj nam, abyśmy potrafili mówić „tak, jak trzeba” i tylko wtedy, „kiedy trzeba”… 

13 stycznia 2015 (Mk 1, 21-28)