Doczesność i Wieczność



           Starczy, czy nie starczy… Nieustanna koncentracja na przeliczaniu dochodów i wydatków… Oto model życia, który raczej nie budzi entuzjazmu. Na szczęście jako chrześcijanie otrzymaliśmy moc, aby nie wpaść w taki „doczesny kołowrotek”.  Chrześcijanin żyje „tu i teraz”, ale ma zdrowy dystans do wszystkich doczesnych zdarzeń i wydarzeń.  Jezus Chrystus nieustannie nam przypomina, że tak naprawdę warto na całego przejmować się tylko Wiecznością. Kto jednak nie da się „uskrzydlić” Wiecznemu Bogu, tego przygniecie do ziemi „bożek doczesności”…

Człowiek niewierzący czyni doczesność centrum swego życia. Jest to zrozumiałe, gdyż nie uznaje istnienia Boga, który jest Stwórcą i Zbawicielem. Taka postawa życiowa generuje silną presję odpowiedzialności w samotnych zmaganiach. Odpada kojąca wiara, że Opatrzność Boża wspomoże i uzupełni wszelkie braki.

Na szczęście, sprawa wygląda całkowicie inaczej w przypadku chrześcijanina. Wielka szkoda, gdy uczeń Jezusa zamienia „siekierkę na kijek” i podchodzi do życia podobnie jak niewierzący. Jest to wielkie marnotrawstwo otrzymywanych od Chrystusa łask. Doczesność staje się wtedy zniewalającym więzieniem. Znika uwalniające wewnętrznie tchnienie wieczności. Dystans do wszystkiego, co jest w tym świecie, to bezcenny skarb. Kto uznaje tylko doczesność, będzie się trzymał „rękami i nogami” tego życia. Kto ufa naukom Jezusa, ten z utęsknieniem oczekuje Wieczności i nie widzi powodu, żeby kurczowo trzymać się aktualnej egzystencji. Mogę spokojnie umrzeć… Znika pokusa walki „na śmierć i życie” o chleb powszedni. Zarazem nie ma problemu, jeśli chodzi o cenne relacje z bliskimi. Przecież Jezus w Ewangelii po wielokroć obiecuje nam Wieczną Ucztę, na której wszyscy się spotkamy. Oczywiście, kto chce…   

Chrześcijanin jest jak ubogi wędrowiec, który dostał na drogę od Jezusa skromny plecak pełen „Bożych chlebków”. Niestety, choroba amnezji sprawia, że zapominamy o tym darze.  Zaczynamy głodnieć, słabniemy i zamiast sięgnąć do plecaka, ze skwaszoną miną marudzimy: „Nie mam nic do jedzenia”… W miarę upływu czasu, coraz bardziej czołgamy się z wycieńczenia, choć niesiemy plecak pełen „Bożych chlebków”… Wtedy Jezus dyskretnie przypomina: „Kochana! Kochany! Plecak...”. Nieraz pomaga. Ale nie zawsze. W końcu do najbardziej opornych Pan mówi: „Tak otępiały macie umysł? Macie oczy, a nie widzicie: macie uszy, a nie słyszycie?” (por. Mk 8, 14-21). Po czym pyta: „Nie pamiętacie, co otrzymaliście?!”…  

Tak! Weźmy sobie do serca słowa: „strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda”. Jezus wypowiedział te słowa do swych uczniów, gdy narzekali, że mają tylko jeden bochenek chleba. Szybko zapomnieli, że jest z nimi Boży Człowiek, który dokonał cudu rozmnożenia chleba. A już zupełnie było poza zasięgiem ich możliwości dostrzeżenie, że Jezus jest Nieskończonym Chlebem na życie wieczne.

Na czym polega niebezpieczeństwo kwasu? Przede wszystkim kwas jest symbolem zła i duchowego zepsucia. Kwas faryzeuszów jest obłudnym tkwieniem w swych doczesnych oczekiwaniach i wyobrażeniach religijnych. Chlebki powinny być w "pobożnej torbie" marki „Moje Prawo”… Kwas Heroda jest redukcją sensu życia do doczesnego komfortu. Celem istnienia są: kariera, sukces, władza i znajomości. Chlebki powinny być  niesione w „złotej torbie” przez osobistego sługę… Te dwa rodzaje kwasu powodują u chrześcijanina zniszczenie żywej relacji z Jezusem, Bogiem i Człowiekiem. Zamyka się droga do Wieczności…

Jezus zaprasza nas, abyśmy odkryli w Nim Boskiego Zbawiciela. Pamiętajmy, że otrzymaliśmy od Niego na życiową drogę „Boże chlebki”. Niech skromny plecak, bez markowej metki, nam wystarczy. Kto ufa Jezusowi i pamięta o Nim, ten spokojnie może pracować, modlić się i odpoczywać. Poprzez chleb Eucharystii, chleb słowa Bożego i inne dary zyskujemy pokój i wolność serca w świecie doczesnym. Dzięki temu bezpiecznie zdążamy do Niebiańskiej Wieczności…     

17 lutego 2015 (Mk 8, 14-21)