Cierpienie przenika człowieka do głębi. Powoduje
ból, który wewnętrznie rozrywa. Dusza przypomina szybę, która rozpryskuje się
we wszystkie strony. Istnienie jawi się jako absurdalny ciężar nie do
uniesienia. W sercu powstają dramatyczne pytania. Dlaczego jeden człowiek
zamiast pomóc drugiemu niszczy go i odbiera siły życiowe? Dlaczego Ewangelista
musiał zapisać zdanie odnośnie oprawców Jezusa: „Tego więc dnia postanowili Go
zabić?” (por. J 11, 45-57). Cierpienie jest egzystencjalną przestrzenią
potężnej walki duchowej. Może niezwykle uszlachetnić, ale może też doszczętnie
zmiażdżyć. Ludzkie serca różnie reagują. Każda historia jest niepowtarzalna i
jedyna w swoim rodzaju. Można jednak wyróżnić pewne fundamentalne tendencje.
Bywa, że człowiek koncentruje się na
doświadczanym cierpieniu, które staje się przedmiotem swoistej kontemplacji.
Otrzymane zranienia działają jak magnes, który przyciąga wszystkie powstające
emocje i uczucia. Cały zewnętrzny świat znika z horyzontu dostrzegania. To
powoduje nieczułość na cierpienia drugiego. Zranione „ja” staje w centrum.
Oznacza to, że życie zaczyna ograniczać się jedynie do opowiadania innym swych
bolesnych historii. Z czasem własny ból staje się zniewalającym narkotykiem.
Innym razem następuje totalne zamknięcie się w
sobie. Każdy człowiek jawi się jako kolejne potencjalne zagrożenie. Na zewnątrz
nie wychodzą słowa, które by opisywały przeżywane piekło. We wnętrzu jest tylko
jedno wielkie pragnienie, aby umrzeć i wydostać się z kręgu miażdżącego
istnienia. Dzień narodzin staje się synonimem dnia przeklętego.
Wreszcie zdarza się, że cierpienie generuje akty
zemsty w odpowiedzi na doznaną krzywdę. „Ja” usiłuje zniszczyć krzywdziciela.
Gdy nie jest to możliwe, pojawia się mechanizm odreagowywania na kimkolwiek.
Zraniony człowiek zaczyna ranić innych ludzi. Kto otrzymał bolesny cios,
sam zaczyna zadawać niszczące ciosy. Cierpiący odnajduje ulgę w tym, że sam
może komuś sprawić cierpienie. Człowiek bity zaczyna bić innych.
W opisanych próbach rozwiązania tragedii
cierpienia „ja” odgrywa centralną rolę. Niestety nie powoduje to wewnętrznego
wyzwolenia i pokoju serca. Jednocześnie w zewnętrznym świecie ma miejsce
„pomnażanie zła i cierpienia”. Jedyną drogą, aby nie wejść w logikę takiego
procesu jest heroiczna koncentracja na „Ty”. Jak to rozumieć?
Otóż pomimo własnego krzyża, uwagę staram się
koncentrować na drugim człowieku, dostrzegając jego cierpienie. Tym razem
zamiast nieczułości pojawia się współczucie. Bycie z drugim pomaga odrywać się
od własnej gehenny. Jednocześnie doznane cierpienie pomaga lepiej rozumieć
cierpiącego człowieka. Dzięki temu maleje zagrożenie bycia kimś, kto przypomina
nieczułego psychopatę. Własne cierpienie nie powoduje zamknięcia się w sobie,
ale umożliwia jeszcze szersze otwarcie serca. Jest to rzeczywistość miłości,
gdzie „ja cierpię” staję się tworzywem „budowli miłości”.
Taki sposób przeżywania jest możliwy tylko z pomocą
Bożej łaski. Dlatego dla człowieka w cierpieniu najważniejsze jest zwrócenie
się ku Chrystusowi. Jest to święta ucieczka od siebie do Boga, który stał się
Człowiekiem. On wszystko widzi, czuje i jest wszechmocny. Nadzieja pokładana w
Bogu daje siłę, aby przezwyciężyć przeżywaną beznadzieję. Tylko kontemplacja
Jezusa cierpiącego może dać moc, aby nie przeklinać swego losu i krzywdziciela.
Jednocześnie ufne powierzanie się Bogu powoduje, że człowiek już nie wpatruje
się tylko w swoje cierpienie.
Kontemplacja Chrystusa, zmiażdżonego
cierpieniem, daje gigantyczną moc do dalszego życia. Poprzez patrzenie na Boga
człowiek cierpiący przyjmuje w siebie promienie łaski, które stopniowo
przeobrażają cierpienie w „materiał do zmartwychwstania”. Zarazem wyzwala się
wewnętrzna energia duchowa, która pozwala mądrze nieść otrzymany krzyż. Bóg
jest doskonałą Miłością i sprawiedliwością. Chrystus doświadczył w sobie
każdego ludzkiego cierpienia. Gdy otwieramy się na Jego pomoc, na pewno
otrzymamy dar życia i ochronę przed śmiertelnymi pokusami. Zjednoczenie z
Jezusem sprawia, że nawet najpotężniejsze cierpienia nie zmiażdżą nas, ale
staną się środkiem uświęcenia i uszlachetnienia duszy na drodze do Nieba. Tam
już nie będzie cierpienia…
28 marca 2015 (J 11, 45-57)