Skuteczna modlitwa


Pragniemy, aby nasze modlitwy były wysłuchane. Zdarza się jednak, że nawet gorące wołania nie dają oczekiwanego rezultatu. Potężne cierpienie przygniata, a Bóg przypomina Wielkiego Nieobecnego. W głowie jest plan najlepszego rozwoju sytuacji, a pomimo modlitw wszystko przebiega zupełnie inaczej. Niezwłoczne potrzeby dają o sobie znać, a Bóg jakby zapomniał o człowieku. A może nie ma czasu zajmować się  naszymi sprawami, które dla Niego są jedynie „śmiesznymi błahostkami”? Szatan kusi wtedy bardzo mocno "litanią" podstępnych zwątpień. Lepiej nie ulegać pokusom Zwodziciela. Bóg zawsze jest po stronie człowieka, zwłaszcza ubogiego. Co w takim razie robić, aby jak najpełniej przyjąć otrzymywaną pomoc?

Konkretną odpowiedź daje nam Jezus Chrystus: „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni” (por. J 15, 1-8). Wyjaśnienie to pada w kontekście przypowieści o prawdziwym winnym krzewie i latorośli. Krzew symbolizuje Jezusa, zaś latorośl człowieka. Problem wielu niewysłuchanych modlitw polega na tym, że modlący się nie jest w żywej relacji z Bogiem. Człowiek przypomina wtedy latorośl, która oczekuje czegoś od krzewu Jezusa, nie będąc jednak w Niego wszczepionym; pozostaje gdzieś obok w stanie oderwania lub tkwi w innym krzewie, nieprawdziwym. Wtedy nawet największe wołanie nie może przynieść dobrego rezultatu, gdyż nie ma możliwości, aby udzielany sok łaski od krzewu Jezusa dotarł do latorośli człowieka.
Dlatego istotne znaczenie ma warunek wstępny, wyrażony w pierwszej części zacytowanego zdania. Otóż trzeba trwać w Jezusie i pozwolić, aby Jego słowo w nas pozostawało. Nie podważa to w żaden sposób prawdy, że Miłość Boga jest bezwarunkowa. Bóg kocha bezinteresownie, ale chodzi o to, aby po prostu być w stanie przyjąć otrzymywaną łaskę. Czyli jako latorośl muszę być wszczepiony w krzew Jezusa, aby dzięki temu pobierać wszelkie „życiodajne soki”, które są nam udzielane. Jak rozumieć i realizować to wszczepienie?

Przede wszystkim podstawą jest to, aby codziennie do Boga (nie bożków!) pomodlić się. Nie dopiero wtedy, gdy ostrze gilotyny już spada na naszą szyję… Jak najbardziej dosłownie, istotne znaczenie ma każdy dzień. Dzięki temu rodzi się stan rzeczywistego trwania w Bogu. Brak nawet jednego dnia może być niszczący. Modlitwa jest jak łańcuch, który podtrzymuje wiszący ciężar naszego życia. Każde ogniwo się liczy. Zdumiewające! Wystarczy pęknięcie tylko jednego ogniwa,czyli brak jednego dnia, aby cały łańcuch został uszkodzony i wszystko runęło w dół. Jest rzeczą normalną, że raz modlitwa będzie „super”, innym razem „marniutka”. Istotne jest to, aby każdego dnia była; niezbędne ustalone minimum. Dzięki temu łańcuch łączący ciężar naszego życia z Bogiem nie pęka, ale wszystko utrzymuje. Łaska może przepływać.

Niezbędne jest także wierne czytanie i słuchanie Pisma Świętego. Wówczas słowo Boga dyskretnie coraz bardziej przenika nasze życie. Chodzi o swoiste „przeżuwanie” słowa Bożego i wchłanianie go w siebie. Jezus mówi wyraźnie, aby Jego słowo w nas pozostawało trwale. To sprawia, że nasze  myślenie i decyzje są kształtowane przez Ewangeliczną Mądrość i Miłość. Praktycznie jest to możliwe, gdy nasączamy się słowem Bożym systematycznie, kropla po kropli, dzień po dniu. Szorstki kamień nie wygładzi nawet największy nagły strumień wody, ale tylko niewielkie krople, które nieustannie wiernie spływają.

Gdy człowiek tak postępuje, wtedy jest zjednoczony z Bogiem i ma w sobie wrażliwość Bożą. Dzięki temu formułowane modlitwy odzwierciedlają wolę Boga. Nie oczekujemy tego, co pozornie jest najlepszym dobrem, a tak naprawdę jest mniejszym dobrem lub nawet trucizną. Znaczy to, że o cokolwiek poprosimy, to rzeczywiście w stosownym czasie się spełni. Prosimy bowiem o to, czego Bóg z Miłości pragnie udzielić dla naszego lub innych dobra (a nie o to, co nam wydaje się dobre). W efekcie nasza latorośl uzyskuje życiodajne i sycące soki Chrystusowych łask. Otrzymany dar zaspokaja nasze pragnienia. Pragniemy bowiem tego, czego Bóg pragnie. 

3 maja 2015 (J 15, 1-8)