Z miłością i nadzieją


„Czy kochasz mnie?”… Oto pytanie, które niejednokrotnie wpisuje się w bolesną historię i wyzwala dotkliwe cierpienie. Ciężki "życiowy wstrząs" lub pasmo ciężkich doświadczeń mogą zamienić wiarę w miłość w jedno beznadziejne gruzowisko.  Wielka szkoda, gdy nowym "sensem życia" stają się wartości sprzeczne z Przykazaniem Miłości.

Nie-ewangeliczne odreagowanie może iść w kierunku samozniszczenia lub niszczenia innych. Motorem napędowym jest wtedy głębokie wewnętrzne przekonanie: „Nie jestem kochana”, „Nie jestem kochany”. Życie przeobraża się w wegetację bez Boga. Bez żadnej nadziei. Proste i konsekwentne zbliżanie się do nieistnienia. Po co narzucać się swym niepotrzebnym i gorszym istnieniem? Takie zamknięcie się w sobie jest swoistą próbą obrony swej godności i samowystarczalności. Bywa też, że efektem utraconej wiary w miłość jest postawa niszczenia i zabijania innych ludzi. Uśmiercanie staje się sposobem odreagowywania doświadczonego odrzucenia i poniżenia. Ten mechanizm ma miejsce zwłaszcza poprzez słowne zabijanie.  Te dwa błędne rozwiązania dają jedynie powierzchowną i czasową ulgę. W głębi duszy narasta nieznośne poczucie bezsensu...

Na szczęście, Bóg nigdy nie rezygnuje z człowieka. Dlatego każdego dnia od nowa, w sumieniu lub poprzez ludzi, pyta: „Czy kochasz mnie?”. Nie ma tu podtekstu pretensji lub przymusu. Celem Bożego pytania jest zaproszenie do refleksji, która wyzwoli zapał, aby wyruszyć w podróż do głębin swego serca. Sprawa dotyczy wszystkich. Gdy miłość została zdruzgotana, Bóg daje siły, aby niejako przebić się poprzez gruzy do zdrowych fundamentów. Bóg mieszka w głębinach ludzkiej duszy. Dlatego nawet największe tragedie nie są w stanie pozbawić człowieka Miłości, którą jest sam Bóg. Z kolei jeśli dotąd nie wydarzyła się jakaś tragedia, to istnieje niebezpieczeństwo trwania w iluzorycznej dobroci i pewności siebie. Największe zranienia nie zadają ludzie, którzy otwarcie ignorują miłość. Najbardziej niszczą ci, którzy szczycą się swą dobrocią, a tak naprawdę zadają śmiertelne uderzenia swym „młotem pychy i nieczułości”.

W powiązaniu z podróżą do wnętrza, wiele światła daje ewangeliczna rozmowa Jezusa z Piotrem (por. J 21, 15-19). Zwłaszcza znamienny jest fakt, że Chrystus zadaje pytanie, czy jest obdarzany miłością, aż trzykrotnie! To nie jest nachalność, ale realistyczny gest miłosierdzia. Celem jest maksymalne wyzwolenie prawdy „Boże, kocham Cię” z jak najgłębszych pokładów duszy. Symbolicznie rzecz biorąc, na pytanie „Czy mnie kochasz?”, pierwsza odpowiedź „kocham Cię” jest tylko powierzchownym frazesem. To dopiero znak zainteresowania tematem. Drugie „kocham Cię” jest już wyrazem poważnego podejścia do sprawy. Słowa stają się nośnikiem solidnej ludzkiej treści. Dopiero trzecie „kocham Cię” jest odzwierciedleniem autentycznego zaangażowania serca. Poprzez człowieka promieniuje sam Bóg.

 Taka postawa daje piękne owoce. Brak miłości od człowieka zostaje sprowadzony do poziomu małej kropelki wobec  oceanu Bożej Miłości. Trudno, człowiek nie kocha, ale Bóg kocha. Z kolei, gdy ludzka miłość istnieje, otrzymuje status kropelki, która zostaje pokornie zanurzona w Bożym oceanie. To blokuje pychę. Serce staje się pokorne i wrażliwe mocą Boskiej Miłości. Dopiero wtedy, gdy człowiek prawdziwie kocha Boga, jest w stanie kochać człowieka. Jest pasterzem, poprzez którego działa sam Pasterz, Jezus Chrystus.

Dialog Jezusa z Piotrem ukazuje też ścisły związek, jaki istnieje pomiędzy miłością i nadzieją. Piotr, po zaparciu się Mistrza, nie popadł w rozpacz. Niezmiennie miał w sobie pragnienie, aby kochać swego Pana. To super przykład! Nawet największy własny upadek lub najgorsze czyjeś uderzenie nie są argumentem, aby porzucić Bożą Miłość. Bóg jest w głębi serca i niezmiennie możemy pokładać w Nim Nadzieję. Jezus zaświadczył o tym, po  raz kolejny mówiąc do Piotra: „Pójdź za Mną”. Po zaparciu się Piotra Mistrz nie zrezygnował, ale ufnie oczekiwał. Piotr przyszedł… Bóg ufa człowiekowi. Jest pełen Nadziei, że ludzkie serce otworzy się, aby przyjąć Jego uzdrawiającą Miłość. Kto kocha, ma nadzieję. Kto ma nadzieję, ten kocha…       

22 maja 2015 (J 21, 15-19)