Moc dobra


Kto w niewłaściwy sposób wchodzi w konfrontację ze złem… raczej skończy nieciekawie. Znakiem przegranej jest brak pokoju serca i niejednokrotnie prezentowanie z czasem zachowań, które wcześniej były namiętnie krytykowane. Kto nie patrzy na grzesznika ze współczuciem, wyrozumiałością i łagodnością, ale pała oburzeniem i agresją, jest najwyraźniej niewolnikiem jakiegoś zła; nawet jeśli jest przekonany o swej męczeńskiej walce z siłami ciemności. Częstym powodem takiej sytuacji jest nierozróżnianie „grzesznika” i „grzechu”. Pod sztandarem szczytnych wartości, tak naprawdę rozgrywa się bój z człowiekiem, który jest postrzegany jako przeciwnik. Nie jest to walka z grzechem, ale z grzesznikiem. Co więcej, agresja niepokojąco sugeruje, że "cnotliwy bojownik" nosi w sobie skrywane słabości i pragnienie tego, co zewnętrznie zwalcza.

Jezus kochał grzesznika. Z nikim nie walczył. Było to możliwe, gdyż odrzucał w sobie wszelki grzech. Ludzie, którzy miłują grzech, nienawidzą grzeszników. Z tego powodu, choć w swym rozumieniu poprawiają świat, w rzeczywistości jeszcze bardziej go pogarszają. Tylko ci, którzy uznają swą nędzę i patrzą z serdeczną miłością na innych nędzników, realizują Chrystusową misję miłości. Owocem takiej postawy jest systematyczny wzrost dobra we własnym sercu, autentyczne wspieranie innych w zmaganiach ze złem, partycypowanie w ulepszaniu świata oraz szczere uwielbienie Boga.   

Jezus daje praktyczne wskazania, jak reagować i postępować w codziennych bataliach życiowych. Warto uświadomić sobie kilka metod, które gwarantują zwycięstwo mocą posłuszeństwa Chrystusowi (por. Mt 5, 38-42). Przede wszystkim nie można wchodzić w logikę mściwej konfrontacji. Niektórzy wręcz cierpią, gdy nie mają z kim walczyć. Wtedy tworzą sobie wroga i na nim się wyżywają. Już w starożytności akcentowano, że zemsta nie powinna być większa od poniesionych szkód. „Ząb za ząb, a nie więcej zębów”. Jezus zachęca, aby zrezygnować z odreagowania nawet w postaci jednego „zęba”. Taka postawa braku oporu nie jest bezczynną pochwałą zła. Wręcz przeciwnie, jest to wewnętrzna aktywność, która przypomina sytuację, gdy piasek nadmorski wchłania rozszalałą falę. Jezus na krzyżu zwyciężył śmierć, godząc się na śmierć. Zarazem do końca był absolutnie wierny wartości życia. Tak! Jeśli ktoś chce mnie pozbawić życia, moją odpowiedzią jest: „Życzę jak najlepiej”. Jeśli stracę życie, to dzięki temu będę szybciej tam, gdzie już teraz pragnę być.

Kolejna metoda polega na cierpliwym wytrzymywaniu doświadczanego zła. Duch Święty daje siłę, która pozwala wytrwać nawet na skraju wytrzymałości. Gdy ktoś mnie uderzy, mówiąc: „Jesteś głupi i grzeszny”, odpowiem spokojnie: „Dziękuję za komplement. Sam siebie uważam za bardzo głupiego i bardzo grzesznego”. A w przypadku jakiejś chłosty, dobrze sobie powiedzieć: „W sumie, to mi się należy”.

Następnie, nieraz warto zrezygnować z należnego dobra nawet wtedy, gdy oznacza to niesprawiedliwość. Wyższą wartością jest zachowanie sensownej relacji z drugim człowiekiem, niż skonfliktowanie się na skutek jakiegoś „kawałka materii”. Jakże smutne są przypadki międzysąsiedzkiego zagniewania z powodu kawałeczka ziemi. Rozsądne jest także pogodzenie się z faktem, że ktoś domaga się od nas tego, do czego nie ma prawa. Przy założeniu, że nie jest łamany Dekalog, dla „świętego spokoju” lepiej „coś” zrobić nawet z nawiązką, niż stać się ofiarą wściekłego ataku, a nawet okaleczenia.

Generalnie, Jezus proponuje, aby bardziej cenić „dawanie” dobra aniżeli „branie”. Chęć brania, aby coraz więcej posiadać, jest często początkiem moralnego upadku. Z kolei logika daru otwiera serce na uszczęśliwiające Boże obdarowanie.

Życiowy bój trwa. Kto stawia na pierwszym miejscu swoje „dobre pomysły”, źle skończy jako przegrany. Kto zaufa serdecznym sugestiom Jezusa, na pewno odbierze trofeum zwycięzcy. Zawsze bowiem, gdy jesteśmy posłuszni Bożemu słowu, stajemy się chrześcijańskimi zwycięzcami. Chrześcijanie zło dobrem zwyciężają; nie walczą wedle swego „zbawiennego widzimisię”, ale zgodnie z wolą jedynego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. 

15 czerwca 2015 (Mt 5, 38-42)