Trwając w Eremie, doświadczam serdecznej
obecności Matki Bożej. W dzisiejszą uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej
Maryi Panny pragnę dziękować za ten bezcenny dar. Nazwa Erem Maryi "Brama
Nieba” nie jest tylko ładnie brzmiącym zestawem wyrazów. Mam poczucie trwania w
przestrzeni, pod szczególną ochroną ze strony Maryi, która czyni Erem „Bramą
Nieba”. Jest to intensywna świadomość w umyśle, budowana na akcie wiary
wzbudzanym w sercu. Nie chodzi o jakieś intensywne stany emocjonalne. Wszystko
dokonuje się tak zwyczajnie. Bez patosu. Zwykła serdeczna modlitwa.
Wiele zmieniło się w odniesieniu do tego, co
stanowiło mą codzienność wiele lat temu. Coraz pełniejsze zanurzanie się w
samotną ciszę pustelni otwiera serce na dar niebiańskiej obecności Maryi.
Teoretycznie zawsze zgadzałem się z dogmatami o Matce Bożej. Ale w wymiarze
praktycznego przeżywania, Maryja raczej nie odgrywała kiedyś większej roli.
Maryja w ciągu ziemskiego życia i teraz w Niebie
jest skoncentrowana na uwielbieniu Boga. Jakże znamienne są jej słowa: „Wielbi
dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim” (por. Łk 1, 39-56).
Maryja jest Pośredniczką wszelkich łask w drodze do Nieba. Jeśli ktoś chce
realizować Boże dzieła, a zapomina o Maryi, przypomina ptaka, który chciałby
wspaniale szybować, ale wykorzystuje tylko jedno skrzydło. Do podjęcia pięknego
i bezpiecznego lotu potrzebne są obydwa skrzydła. Taka sytuacja ma miejsce
dopiero wtedy, gdy inicjatywy podejmowane są za wstawiennictwem Maryi. Jeśli
ktoś nie z własnej winy nie wie o tej prawdzie, to wtedy nie zdając sobie
sprawy, po prostu doświadcza Maryjnego wsparcia, jeśli w sercu są szczere
intencje. Ale gdy występuje świadome odrzucenie Maryi, to taka decyzja jest
swoistym wydaniem siebie i swych działań na pastwę Złego.
Przez całe lata niewiele rozumiałem z różnych
opisów odnośnie objawień Maryjnych. To był taki odległy świat. Bez wątpienia
przełomowym wydarzeniem był pobyt w Sanktuarium w Lourdes. Nigdy nie zapomnę
„niebiańskich chwil” spędzonych nocą w Grocie Objawień. Te modlitewne spotkania
umożliwiły trwałą przemianę życiową. Swoistą kontynuacją była niezwykła
historia, która zaczęła rozgrywać się po znalezieniu wizerunku Maryi Bramy
Niebios w Autigny (piękna miejscowość u podnóża Alp). Odtąd w mym sercu
„Maryja” i „Niebo” stały się nieustannie narastającą jednością, „świętym
splotem”.
Wcześniej dużą blokadą były różne formy wyrazu
skoncentrowane na zewnętrznym patosie. Górnolotne słowa i deklaracje stawały w
opozycji do pokornej i cichej rzeczywistości ukazanej na kartach Pisma
Świętego. Dużą przeszkodą w nawiązaniu bliskiej relacji z Maryją był także
chłodny racjonalizm, który prezentowałem przy analizie rzeczywistości.
Aktualnie odczuwam, że poprzez spotkanie z Maryją
zbliżyłem się wydatnie do Wcielonej Prawdy. Choć oczywiście wobec
Nieskończoności moje poznanie zawsze będzie znikomym pyłkiem. Niezmiennie
jednak nie przepadam za patosem. Na szczęście pustelnia jest przestrzenią
wyciszenia i skromnych środków wyrazu. Po prostu, trwając w ciszy i samotności,
odbieram delikatne promieniowanie Bożej osoby, która nieustannie jest przy mnie
i mnie wspomaga.
Maryja jest cały czas tą samą osobą, która
opisana jest w Ewangelii. Nie mówi wiele. Zarazem słowa, które wypowiada, odzwierciedlają
istotę rzeczy. Są słyszalne w głębi serca. Maryja Wniebowzięta zaprasza do
życia będącego uwielbieniem Boga. Każdego dnia odbieram to przesłanie
szczególnie poprzez kontemplację Ikony Maryi Bramy Niebios. Maryja nie jest
wielką działaczką społeczną. Zwyczajnie podejmuje to, do czego Bóg Ją powołuje.
Jest to pokorna cichość, która staje się przestrzenią objawienia nieskończonej
Mocy Bożej. Ta prawda ma fundamentalne znaczenie na drodze życia pustelniczego
i w ogóle chrześcijańskiego. To wielki dar czuć cichą i zarazem potężną moc
Maryjnego promieniowania.
Maryjo
Bramo Niebios, Tobie powierzam każdy dzień mego kapłańskiego i pustelniczego
życia. Maryjo Wniebowzięta, módl się za nami…
15 sierpnia 2015 (Łk 1, 39-56)