Grzech i Miłosierdzie


Ludzki grzech i Boże Miłosierdzie… Jak postrzegać tę relację? Otóż Bóg jest zawsze miłosierny. Nieustannie zapewnia: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary” (por. Mt 9, 9-13). Niestety człowiek może prezentować skrajnie odmienne zachowania. Warto uświadomić sobie podstawowe modele reagowania, aby uniknąć licznych pułapek i jak najpełniej spotkać Jezusa Miłosiernego.

W pierwszym przypadku człowiek nie uznaje swojego grzechu lub uznawszy go, nie zamierza z tym nic konkretnego zrobić. „Bezgrzeszni” mówią: Po co się spowiadać, skoro jestem dobrym człowiekiem i nie grzeszę?. „Wielcy grzesznicy” stwierdzają: Tyle w życiu nagrzeszyłem i nadal grzeszę, że już nic nie jest w stanie mi pomóc. Nieraz mają miejsce „przygotowania”, które pozostają na poziomie „wiecznego” robienia rachunku sumienia lub ciągłego odkładania „na jutro”. Przy różnych tłumaczeniach efekt końcowy jest taki sam: Człowiek tkwi w grzechu, nie przyjmując uzdrawiającej mocy Bożego Miłosierdzia.

 Druga sytuacja wygląda zdecydowanie odmiennie. Tym razem początek jest bardzo dobry, gdyż grzechy zostają dogłębnie wyznane i zgładzone przez Boże Miłosierdzie. Ale potem pojawia się trudność, zwłaszcza w odniesieniu do czynów, które przeżywane są jako bardzo ciężkie grzechy. Otóż pomimo ich wyznania pamięć nieustannie jest nasycona poczuciem winy. Stąd przy kolejnych spowiedziach znów wyznawane są grzechy, które wcześniej już zostały przebaczone. Jest to najczęściej chore poczucie winy, splecione z niewiarą, że Boże Miłosierdzie realnie unicestwia grzech. Jeśli szatan dostrzeże tę słabość, wtedy intensyfikuje poczucie winy i doświadczenie „niezmywalnej plamy” we wnętrzu. Grzech pozostaje tu niejako na obrzeżach Miłosierdzia, które nie jest wewnętrznie wchłaniane.

Tego problemu nie ma przy trzecim sposobie przeżywania, gdzie zasadniczo wszystko przebiega do pewnego etapu w pełni prawidłowo. Człowiek szczerze uznaje swój grzech, a następnie ufnie przyjmuje Boże Miłosierdzie. Po otrzymaniu rozgrzeszenia serce wypełnia pokój i radość, że wyznane grzechy zostały na zawsze zgładzone i dusza ponownie staje się czysta i wolna! Jest to newralgiczny moment dla dalszego rozwoju duchowego. Otóż nieraz można spotkać się z tłumaczeniem, że po wyznaniu grzechów i otrzymaniu rozgrzeszenia „dany temat” należy uznać całkowicie za zamknięty. Oczywiście, grzechu już nie ma i nie należy do niego wracać w sensie czegoś aktualnego. Ale to nie oznacza, że człowiek powinien wymazać kwestię zwłaszcza poważnych grzechów w sensie absolutnym tak, jakby nic się nie wydarzyło. Takie zachowanie jest szkodliwe dla dalszego rozwoju duchowego, gdyż naraża duszę na wielki grzech pychy. To zjawisko jest najgroźniejsze wtedy, gdy po bardzo grzesznym etapie życia dokonało się nawrócenie. W nowych realiach szatan atakuje od innej strony, tworząc dyskretne przeświadczenie: Teraz już prawie nie grzeszysz i jesteś lepszy od innych.  

W pełni prawidłowe zachowanie ma miejsce przy czwartej postawie: która składa się z trzech zasadniczych części: uznanie grzechu, przyjęcie Bożego Miłosierdzia, pamięć o grzechach. Relacja grzech-Miłosierdzie wygląda tutaj podobnie jak poprzednio. A jak rozumieć kwestię pamięci o grzechu? Otóż chodzi o stan serca, który można nazwać pokornym opłakiwaniem swych grzechów. Zwłaszcza w odniesieniu do dużych wykroczeń trzeba zachować pamięć o upadku, który miał miejsce. Nie jest to chore poczucie winy, ale świadomość własnej słabości w związku z zaistniałym grzechem. Jestem wdzięczny Bogu, że wyzwolił mnie z grzechu, a zarazem pamiętam o swej kruchości i słabości. Wówczas dostrzeganie wielkich upadków u innych osób nie powoduje poczucia „jestem lepszy”, ale powstaje uniżona refleksja: „Ja też bardzo upadałem”. Pamięć o grzechu jest zdrową reakcją. Wzmacnia wdzięczność wobec Boga za Jego uzdrawiające Miłosierdzie, chroni przed pokusą pychy i pomaga wzrastać w pokorze. Gdy pamiętam, że upadłem, wtedy bardziej uważnie stoję i chodzę, aby ponownie znów nie upaść…

Panie Jezu, prowadź nas po pięknych i zarazem trudnych drogach Twego Nieskończonego Miłosierdzia...

21 września 2015 (Mt 9, 9-13)