Miłość i rozłam


Wszystkim dogodzić… Oto największe pragnienie, które towarzyszy niektórym ludziom. Aby ten cel osiągnąć, angażowane są ogromne ilości energii. Podejmowane są różne zabiegi i starania, aby każdy był zadowolony. Towarzyszy temu niejednokrotnie „przesłodzony wizerunek” Jezusa. Pomimo pozorów serdecznej  dobroci, nie jest to jednak kierunek zgodny z nauką chrześcijańską. Chrześcijanin troszczy się przede wszystkim o to, aby wypełnić wolę  Bożą. Realizacja tego priorytetu oznacza, że mogą pojawić się sytuacje konfliktowe i ostre spory, nawet w gronie najbliższej rodziny.  Pewnego razu Jezus dobitnie wyjaśnił: „Czy myślicie , że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie,  powiadam wam, lecz rozłam” (por. Łk 12,  49-53).

Te słowa mogą w pierwszej  odsłonie poważnie zaskoczyć, wręcz zszokować. Jesteśmy przyzwyczajeni, aby Jezusa traktować jako dawcę pokoju i pojednania. A oto tym razem sam Jezus deklaruje, że nie obdarzy pokojem, lecz przyniesie rozłam. Nie ma tu nic z uwodzicielskiej słodkości, lecz zostają ukazane twarde zasady wiary i prawidłowa hierarchia  wartości dla chrześcijanina. Należy precyzyjnie rozróżnić „rozłam Jezusowy” i „rozłam diabelski”.

Otóż diabeł stawia sobie z cel, aby rozbijać wszelką ludzką jedność. Wygenerowanie sytuacji konfliktowej i wzajemne skłócenie ze sobą ludzi to priorytet szatańskiego  działania. Dzieje się tak, gdyż nie ma miłości, bez której prym zaczyna wieść nienawiść.  W przypadku Jezusa sprawy wyglądają diametralnie inaczej. Mistrz mówi o sobie: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął”. Ogień jest tutaj symbolem miłości i wskazuje na Ducha Świętego. Mistrz przeżywa gorące pragnienie, aby każdy człowiek doświadczył w sobie płomienia miłości, którego dawcą jest Duch Święty.

Niestety w tym miejscu ma miejsce tragiczne rozejście się życiowych dróg. Jedni  ludzi otwierają swe serca na Boży dar, inni natomiast zakładają  blokady i odpowiadają złością. Duch Święty oświeca rozum, zaś serce rozgrzewa. Zły duch staje w radykalnej opozycji do tego świętego działania. W rezultacie Boża miłość wywołuje sytuacje konfliktowe nawet w rodzinach. Podziały te nie są jednak celem działania Jezusa, lecz jedną z konsekwencji głoszonej miłości.  Prawdziwa miłość oczyszcza i wypala wszelkie zło. Spokój  mógłby być zachowany jedynie za cenę rezygnacji z miłości i prawdy. Lepiej tak jednak nie czynić, gdyż z tego wyniknie później jeszcze większe zło. Nawet jeśli komuś bardzo nie podobają się dane prawdy, to nie można z nich zrezygnować. Tak więc nie jest dobrze dążyć do rozłamów, ale grzechem jest także rezygnacja z mądrej miłości, aby zachować pozorny spokój.     

Prawidłowa droga polega na tym, aby świadczyć o miłości i potem pokornie przyjmować to, co się wydarzy. Rodzice często stają przed dylematem, jak postępować wobec dorosłych dzieci, które odeszły od praktykowania zasad wiary. Smutne, gdy Msza Święta znika z niedzielnego krajobrazu lub ignorowane są chrześcijańskie zasady małżeńskie. Ważne, aby  zachęcać do odejścia od grzechu. Bardzo ważna jest forma. Nie może to być agresywna presja, ale najlepsze owce przynosi serdeczne świadectwo i zachęta. Niestety nawet wzorcowe zachowanie może wywołać złość i sprzeciw. Jest to bolesne.  Ale dzięki temu osoby błądzące otrzymują drogowskaz, z którego kiedyś być może skorzystają. Milczenie dla świętego spokoju byłoby bardzo krzywdzące, gdyż utwierdzałoby w złudnym poczuciu, że wszystko jest w porządku.

Dzisiaj wspominamy w liturgii św. Jana Pawła II, który świetnie naśladował przykład Jezusa. Wszędzie rzucał „ogień miłości”, dążył do jedności, ale nie bał się wywoływać opór, a nawet nienawiść. Niektórzy mocno podważali różne aspekty jego nauczania, np. odnośnie rodziny. Niezmiennie jednak głosił Boże prawdy; wdzięcznie przyjmowane  przez  serca inspirowane Duchem Świętym. Serca pod wpływem złego ducha odpowiadały obojętnością lub lekceważeniem.

Św. Janie Pawle II, wspieraj nas na Chrystusowej drodze… 

22 października 2015 (Łk 12,  49-53)