Nadzieja jest matką mądrych… Oto najczystsza
prawda! Skąd w takim razie powszechnie znane powiedzenie: „Nadzieja jest matką
głupich”? Odpowiedź jest prosta. Ludzie często lokują nadzieję jedynie w sobie,
w innych ludziach lub w rzeczach. Stworzenie jest traktowane tak, jakby było
„boskim zbawicielem”. Bóg, prawdziwy Zbawiciel, jest odsunięty na dalszy plan
lub całkowicie pominięty. Konsekwencją tego są nierozsądne oczekiwania i
działania, rozczarowanie, a nawet sromotna porażka. To wyzwala poczucie, że
„było się głupim i naiwnym”. Za ten stan nie można jednak winić nadziei.
Źródłem problemu jest budowanie na niewłaściwym fundamencie.
Nadzieja ujawnia pełnię swego blasku tylko
wtedy, gdy jest pokładana w Jezusie Chrystusie. Jest On zarówno Bogiem, jak i
człowiekiem. Nie jest tylko Bogiem, w jakiego wierzą wyznawcy judaizmu lub
islamu. Nie jest także tylko „idealnym człowiekiem”, jak postrzegają Go
niektórzy niewierzący humaniści. Adwent to wyjątkowa okazja w ciągu roku, gdy
możemy stać się mądrzejsi dzięki temu, że pełniej złożymy całą nadzieję w
Jezusie, jedynym Panu i Zbawicielu. Nie oznacza to negacji „pomocnej wartości”
drugiego człowieka lub rzeczy. Zwłaszcza przyjaciel, gdy jednocześnie dwie
strony są w stanie wznieść się na „poziom relacji przyjacielskiej”, jest
bezcennym skarbem. Ale człowiek lub rzeczy mogą być prawidłowym i skutecznym
wsparciem tylko wtedy, gdy są „drugie” po „Boskim Pierwszym”. Mury budynku
trwale chronią i ogrzewają, gdy są postawione na solidnym fundamencie, z
poszanowaniem zasad dobrej konstrukcji. W przeciwnym razie z czasem popękają, a
nawet mogą zawalić się i zamiast chronić życie przyczynią się do kalectwa lub
uśmiercenia.
W Ewangelii Jan Chrzciciel świetnie tłumaczy,
jak powinno wyglądać życie, które przesiąknięte jest na wskroś zdrową nadzieją.
Przede wszystkim najważniejszą osobą jest Jezus Chrystus. On jest
prawdziwym Mesjaszem, czyli Zbawicielem. Warto zauważyć, że Jan nie ulega
pokusie zajęcia pierwszego miejsca. Nie robi z siebie zbawiciela i nie
zachowuje się jak zbawiciel. Gdy niektórzy byli skłonni uznać go za Mesjasza, z
uwagi na prorocką mądrość tego, co czynił i mówił, pokornie oznajmił, że
przyjdzie „mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u
sandałów” (por. Łk 3, 10-18).
To niesamowita deklaracja, której styl warto
zapamiętać! Wiele problemów bierze się stąd, że ludzie mający początkowo dobre
pomysły i szlachetne intencje, zachowują się tak, jakby byli zbawicielami
ludzkości. Wówczas nawet najsensowniejszy projekt nie zostanie zrealizowany lub
ewentualnie powstała budowla w pewnej chwili rozsypie się jak domek z kart. Jan
Chrzciciel, pokornie i zdecydowanie, wskazuje na Jezusa i proroczo zapowiada:
„On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem”. Chrzest oznacza w swym
pierwotnym sensie zanurzenie. Gdy zdrowo pokładamy nadzieję w Jezusie, wtedy
jesteśmy przepalani ogniem Ducha Świętego i zarazem płoniemy „duchowym i
świętym” światłem. Dzięki temu stajemy się coraz bardziej trwali i mocni, gdyż
tkwiące w nas destrukcyjne zło oraz wszelkie iluzje są wypalane. Zarazem misja,
którą realizujemy, przestaje być pyszną ekspresją „własnego ja”, stając się
uniżonym odzwierciedleniem Boskiej Woli. Dzięki temu wiele serc otwiera się,
gdyż nie czują się przytłaczane przez naszą „zbawczą dobroć”, ale mają
doświadczenie wyzwalającej dobroci „Boskiego Zbawiciela”.
Nadzieja, mająca swe źródło w Jezusie,
emanuje wobec ludzi światłem, w którym trzy barwy wzajemnie się przenikają:
miłość, sprawiedliwość i brak przemocy. W realizacji drogi życiowej nie jest
najważniejsze zewnętrzne miejsce pobytu, ale wewnętrzna postawa tam, gdzie jesteśmy
w danym czasie. Miłość jest gotowością do tego, aby dzielić się z
potrzebującym. Sprawiedliwość akcentuje fakt, aby nie domagać się więcej, niż
się nam należy. Wreszcie brak przemocy jest poszanowaniem wolności sumienia
oraz szukaniem rozwiązań, gdzie najważniejsza jest „siła argumentu”, a nie
„argument siły”.
Miejmy nadzieję zawsze i wszędzie…
13 grudnia 2015 (Łk 3, 10-18)