Nadzieja w cierpieniu


Nosimy w sobie zdrowe pragnienie, aby znać prawdę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chce być okłamywany. Ale paradoksalnie często sami sobie serwujemy nieprawdę, gdy zatrzymujemy się na poziomie powierzchownych sądów. Wielką trudnością jest już poznanie  całości niezbędnych faktów, a jeszcze większe wyzwanie stanowi umiejętność dokonania właściwej ich interpretacji. Dlatego mądrością jest pokorne uznanie, że  rzeczywistość może znacznie odbiegać od naszych wyobrażeń. Zwłaszcza wtedy, gdy w naszej świadomości ktoś sprawia wrażenie „grzesznego”, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że taki człowiek otrzymał od Boga jakąś specjalną misję „w świętych planach”.

Wyraziście pokazuje to ewangeliczny przypadek kapłana Zachariasza i jego żony Elżbiety. Pomimo podeszłego już wieku nie mieli potomka. W świecie semickim było to postrzegane jako brak Bożego błogosławieństwa; wręcz hańba i swoiste piętno na skutek jakiś popełnionych grzechów. Wielu ludzi tak spoglądało na nich. Ale było to całkowicie błędne przekonanie. Dlatego Ewangelista podkreślił odnośnie małżeństwa Zachariasza i Elżbiety: „Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich” (por. Łk 1, 5-25).  Obiegowa opinia była więc w całkowitej sprzeczności z realnym stanem rzeczy. Obecnie kwestia bezdzietności jest rozumiana w naszej kulturze zupełnie inaczej. Ale istnieje jeszcze większa liczba różnych „powierzchownych indukcji i dedukcji”, gdzie na podstawie konkretnych faktów formułowane są błędne tezy lub ogólne tezy są nieprawidłowo aplikowane do konkretnych osób.

W przypadku Zachariasza i Elżbiety chodziło jeszcze o coś znacznie głębszego. Otóż cierpienie, które musieli znosić przez całe lata, było jednym wielkim przygotowaniem do otrzymania niezwykłego daru. W naturalny sposób nie mogli mieć dzieci. U schyłku życia zostali jednak rodzicami, doświadczając nadprzyrodzonej interwencji Boga. To spotęgowało radość z powodu otrzymanego daru dziecka. Rodzice, którzy nie mieli problemu z poczęciem potomka, niejednokrotnie przyjmują to jako „naturalną radość”.   Ci jednak, którzy musieli przez długi okres podejmować wiele różnych starań i wznosić ogrom modlitw, gdy w końcu dojdzie do wymarzonego poczęcia, często nie posiadają się z radości i wielbią Boga za okazane sobie miłosierdzie.

Ujawnia się tu pewne ogólne prawidło duchowe, także w wielu innych kwestiach. Gdy nosimy w sobie dojmujące cierpienie, przypominające wręcz przekleństwo, Bóg dopuszcza taki stan nie po to, aby nas ukarać, lecz żeby jeszcze hojniej udzielić nam swego uszczęśliwiającego błogosławieństwa. Zachariasz i Elżbieta zostali obdarowani potomkiem, który otrzymał wyjątkową misję w dziejach zbawienia. W trakcie widzenia Zachariasz dowiedział się od anioła Pańskiego, że Elżbieta urodzi syna, któremu nada imię Jan i będzie on prorokiem, który bezpośrednio przygotuje przyjście Zbawiciela. Dlatego zostanie jeszcze w łonie napełniony Duchem Świętym, co tradycja interpretuje jako uwolnienie od grzechu pierworodnego, które dokonało się w trakcie spotkania Elżbiety z Maryją.

Nie ma co się dziwić, że Zachariasz pomimo swej pobożności został wręcz „zamurowany”  słyszanymi przepowiedniami anioła Pańskiego i miał trudność, aby w to wszystko uwierzyć. Z tego powodu został mu odebrany głos aż do czasu spełnienia się Bożej obietnicy. Warto zapamiętać to duchowe zmaganie i wyciągnąć z niego wnioski. Gdy przez lata jesteśmy przytłoczeni cierpieniem, zachowując niezmiennie dobre serce, możemy jednak mieć bardzo poważne trudności, aby uwierzyć, że coś dobrego jeszcze nas w życiu spotka.  Nawet w wirze największego cierpienia bądźmy czujni, gdyż może do nas dotrzeć niebiański promień „galaktycznego szczęścia”. Otuleni doświadczanym cudem wołajmy z wiarą: „Jezu, wierzę! Jezu, ufam Tobie”.  Sens tej nadziei wspaniale wyrażają przepełnione bezgraniczną wdzięcznością słowa Elżbiety: „Tak uczynił mi Pan wówczas, kiedy wejrzał łaskawie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi”. Wielu myślało, że Elżbietę spotkała w życiu hańba. Jakże mylili się… Tak naprawdę otrzymała ona od Boga przeogromne błogosławieństwo…   

19 grudnia 2015 (Łk 1, 5-25)