Wiara i problemy


Gdy stajemy wobec trudności, która nas przerasta, często pojawia się wewnętrzne napięcie. W sytuacji, która nagle zaskakuje i nie wiadomo, co zrobić, stres ulega spotęgowaniu. Zarazem  problem, który pomimo upływu czasu nadal nie może być rozwiązany, łatwo powoduje poczucie beznadziei i generuje nawet stan paniki. 

Specyfika tych reakcji polega na ostrym zderzeniu naszej ograniczoności z rzeczywistością, która jawi się jako przerastająca nasze siły i możliwości. Najgłębszym źródłem negatywnych procesów jest to, że organizm reaguje tak, jakby już nic poza nim i zastaną trudnością nie było.  To właśnie ta pustka sprawia, że w człowieku powstaje napięcie, które domaga się rozładowania. Jest to newralgiczny moment, od którego bardzo dużo zależy. Jeśli to przekonanie o całkowitej samotności wobec zaistniałego wyzwania pozostanie, wtedy bardzo łatwo ulec pokusie ucieczki w różne formy materialnego odreagowania. Najgorzej, gdy są to jakieś używki: papierosy, alkohol, narkotyki. Ale może to być także nadmierne jedzenie, zachowania nacechowane autoagresją lub wyładowywanie stresu na innych osobach. Skutek tego jest przynajmniej podwójnie negatywny. Człowiek szkodzi sobie i ewentualnie także otoczeniu. Jednocześnie rzeczywistość nadal nie otrzymuje koniecznego rozwiązania. Gdzie tkwi największy błąd?

Otóż gdy tak się dzieje, nawet gdy w głowie jest dobra teoria, w „praktycznych” reakcjach  pominięta zostaje Najważniejsza Osoba. Człowiek jest jak niewidomy; w głębi swego serca nie zwraca się do Stwórcy, który jest Nieskończonym Dawcą Widzenia. Gdy to zwrócenie się nastąpi, wówczas cała trudna sytuacja ulega diametralnej zmianie; zwłaszcza cenne są dwa skutki. Najpierw jest to poczucie bezpieczeństwa, że nie jestem sam, ale jest ze mną Nieskończony Bóg. Następnie w duszy rodzi się uzasadniona nadzieja, że nawet najpotężniejsza trudność zostanie pokonana przez Kogoś, kto jest ponad wszystkim. Teraz pozostaje jedynie prosić konkretnie o pomoc Boga, jako swego Zbawiciela. Jest to postawa wiary, w której „ucieczka w pustkę” zostaje zastąpiona przez „ucieczkę do Nieskończonego Boga”.

Tak właśnie powinno być! Stwórca wpisał w naturę człowieka mechanizm ucieczki, ale tylko po to, aby biec po pomoc do Niego. Gdy kapitulujemy lub sami próbujemy zbawić siebie i świat, na pewno przegramy. Gdy uciekamy do Boga, z pewnością otrzymamy pomoc i wygramy. Bóg jako Zbawiciel przychodzi w Jezusie i zwłaszcza w doświadczanych napięciach i konfliktach pragnie nas wybawić. Gdy pokornie ten dar przyjmiemy, wtedy początkowa ślepota zostanie zastąpiona przez dar wzroku, otrzymany na zasadzie łaski, w odpowiedzi na cierpliwą wiarę. Szybciej lub wolniej, ale najważniejsze, że początkowa „ciemność” zostanie przezwyciężona przez „jasność” otrzymaną od Jezusa.

Wyraziście ilustruje to ewangeliczny epizod, w którym dwaj niewidomi wołają do Jezusa: „Ulituj się nad nami, Synu Dawida” (por. Mt 9, 27-31). Od tych dwóch niewidomych możemy wiele się nauczyć. Przede wszystkim bardzo ważne jest sformułowanie: „Synu Dawida”. Ten tytuł oznacza uznanie, że Jezus jest Chrystusem, czyli Mesjaszem, który ma moc zbawić. W tym świetle nigdy nie próbujmy samo- zbawienia w swej ślepocie, ale pokornie uznając brak widzenia rozwiązania problemu, wołajmy do Jezusa: „Zbawicielu, ulituj się nade mną”. Ale nie należy od razu oczekiwać błyskawicznej odpowiedzi. Konieczna jest wytrwałość i otwarcie serca, które nie jest tylko zewnętrzną deklaracją, ale wewnętrznym uznaniem. Wiara nie jest znajomością formułek, ale zaangażowaniem całej egzystencji. Jezus, aby maksymalnie wyzwolić tę głębię wiary, zapytał najpierw niewidomych: „Wierzycie, że mogę to uczynić?”. Dopiero gdy padło  mocne zapewnienie, Jezus przywrócił im wzrok. Wielką wagę ma stwierdzenie: „Według wiary waszej niech się wam stanie”. Ta konstatacja jasno pokazuje, że na tyle otrzymamy dar przejrzenia, uzdrowienia i rozwiązania wszelkich kłopotów, na ile otworzymy się na Jezusa i uwierzymy w Jego zbawczą Nieskończoną Moc. Panie, udzielaj nam daru zbawiennej wiary... 

4 grudnia 2015 (Mt 9, 27-31)