Pięknie jest okazywać
miłosierdzie… Jest to oznaka serdecznego współczucia. Cierpienie drugiego
człowieka staje się moim cierpieniem. Uczynione dobro stanowi wsparcie dla
potrzebującego. Obojętność jest smutnym objawem zatwardziałego serca. Ale to nie
oznacza, że można naiwnie godzić się na próby wymuszania pomocy, emocjonalny szantaż
i agresywne wykorzystywanie. Wtedy trzeba być asertywnym, aby nie stać się
ofiarą przemocy, manipulacji i nieuzasadnionych roszczeń.
Gdy czynimy dobro, warto
pamiętać, że reakcja zwrotna może przebiegać dwutorowo. Jedni ludzie potrafią
docenić doświadczoną dobroć. Są szczerze wdzięczni i nie mają dalszych
oczekiwań. To, co uzyskali, traktują jako niezasłużony „dar niebios”. Obdarowany, o takim sposobie przeżywania, potrafi odwdzięczyć się poprzez szlachetne uczucia w swym sercu. Podanie "trochę" nie powoduje żądania "więcej!". Gdy spotykamy
się z taką postawą, możemy mieć pokój w sercu. Jeśli jest to możliwe, głęboki
sens ma dalsze wsparcie. Istotne jest to, że u odbiorcy istnieje pokorna
świadomość bycia obdarowanym. Ewentualna dalsza historia takiej współpracy wspierający-wspierany
z pewnością będzie twórczo się rozwijać, w klimacie wzajemnego szacunku,
życzliwości i wdzięczności.
Niestety,
niektórzy zachowują się całkowicie odmiennie. Zamiast wyrazić wdzięczność, formułują
dalsze nieuzasadnione oczekiwania, pretensje, a nawet oskarżenia. Ta przedziwna
reakcja jest spowodowana dominującą rolą egoistycznego i roszczeniowego „ja”. Występuje tu „logika odwrócenia ról”. To
znaczy wspomagany sprawia wrażenie, jakby czynił komuś łaskę, że bierze, nie
widząc, że sam doświadczył łaski, otrzymując. Szkoda, że tak zachowujemy się
nieraz nawet wobec Boga. Paradoksalnie, człowiek pomaga, a jest krytykowany, że
powoduje cierpienie na skutek braku dalszego dawania. Nie można ulegać takiej presji, gdyż to
powoduje pogłębianie roszczeń i demoralizację. Współczucie polega tu na
przeżywaniu bólu, że ktoś nie potrafi wdzięcznie cieszyć się z tego, co
otrzymał, lecz cierpi na skutek niezaspokojenia swych kolejnych oczekiwań.
Warto zauważyć, że diabły przeżywają piekielne cierpienia, choć zostały na
początku niesamowicie obdarowane przez Boga. Zamiast wdzięcznie oddawać radosną
chwałę Bogu, jak święci aniołowie, walczą z Bogiem, wysuwając pod Jego adresem
wieczne oskarżenia i pretensje, nasączone bezmiarem goryczy.
Roztropna pomoc zakłada podjęcie jakiejś miarodajnej wstępnej orientacji. Wiele światła daje
nam ewangeliczny cud rozmnożenia chleba. Gdy dokładnie przeanalizujemy cały
opis, bez trudu zauważymy, że w pierwszej części zgromadzony lud z uwagą słucha
słowa Bożego. Rozdawanie chleba nie miało
miejsca od razu. Najpierw była długa nauka wygłoszona przez Jezusa na różne tematy.
Dopiero ci, którzy wytrwali do końca, mogli potem otrzymać także dar fizycznego
chleba. Zainteresowanie i cierpliwe słuchanie duchowych prawd było swoistym sprawdzianem,
który wskazywał zasadność dokonania wielkodusznego cudu. To cenna sugestia, że chrześcijanin
w pierwszej kolejności powinien wspierać tych, którzy na serio słuchają nauk Jezusa
zawartych w Ewangelii. Udzielany chleb nigdy nie jest celem samym w sobie, ale
ma za zadanie wesprzeć w przyjęciu Bożego Chleba, zwłaszcza w słowie Bożym i w
Eucharystii.
Bezcenny jest także sposób, w
jaki Jezus dokonał cudu. Dla wnikliwych obserwatorów była to wspaniała lekcja „wdzięcznej
duchowości”. Otóż Jezus „wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo,
odmówił błogosławieństwo” (por. Mk 6, 34-44). Centralne znaczenie ma odmówienie
błogosławieństwa. Jezus błogosławił Boga Ojca za posiadane pięć chlebów i dwie ryby, co zaowocowało rozmnożeniem jedzenia, które wystarczyło dla tysięcy.
Niejednokrotnie trudno jest
rozpoznać na początku, z kim mamy do czynienia. Gdy brak pewności, lepiej jest
wielkodusznie wesprzeć niż zachowawczo nie pomóc. Byłoby tragicznym błędem
zachować obojętność wobec dobrego człowieka, który jest w rzeczywistej potrzebie. Gdy czynimy dobro, pamiętajmy jednak, że podejmujemy „ryzyko miłości”. Ale
warto! Nawet jeśli na ziemi skończy się to raniącym ukrzyżowaniem, po śmierci tym bardziej będzie nas czekać radosne Zmartwychwstanie.
8 stycznia 2016 (Mk 6, 34-44)
8 stycznia 2016 (Mk 6, 34-44)