Konklawe i diagnostyka serca


„Nie mam człowieka”. Tak czasami wołają usta. Ale cóż to w sercu znaczy? Nieraz to mogą być pełne cierpienia słowa świętego. Najczęściej jednak, wołanie takie jest objawem głębokiej choroby wnętrza. Po dokładnym zbadaniu diagnoza brzmi: utrata zdolności do życia i miłości. 

Jezus Chrystus, pytając pewnego człowieka, chorego od trzydziestu ośmiu lat, „Czy chcesz wyzdrowieć?” (J 5, 6), nie otrzymał prostej odpowiedzi „tak” lub „nie”, ale rozbudowane „nie mam człowieka”. Chory przez lata opracował projekt swego uzdrowienia. W tym projekcie potrzebny był człowiek, który sprowadzi go do pobliskiej sadzawki, słynącej z cudów. Chory nie potrzebował człowieka, aby wejść z nim w relację. Potrzebował jedynie człowieka-narzędzie do przeprowadzenia swego planu. Nie był w stanie otworzyć się na miłość Jezusa. W rzeczywistości był zamknięty nawet na Boga. Gdy Jezus stał przed nim i proponował Boskie uzdrowienie, chory niezmiennie pozostawał zamknięty we własnym projekcie. Pomimo tego, Jezus z miłości uzdrowił go. Niestety, nie nastąpiło wtedy nawrócenie chorego. Gdy po uzdrowieniu pojawiło się niebezpieczeństwo, z lęku o siebie, doniósł na swego dobroczyńcę. W rezultacie nie odpowiedział przenikniętym miłością słowem „dziękuję”, ale donosem. Zamknięcie we własnym projekcie, zakończyło się sprowadzeniem prześladowania na Jezusa.   

Tak więc sprawa jest poważna. Niezdolność do miłości to choroba, która objawia się zamknięciem na człowieka i Boga. Człowiek przestaje kochać, sam umiera i uśmierca innych. Żyć to być zdolnym wchodzić w relację. Najpełniej żyć, to być z Bogiem i przed Bogiem. 

W czasie rozpoczynającego się dzisiaj konklawe wszyscy wierzący na czele z kardynałami, zaproszeni są do jak najpełniejszego aktu życia. Oznacza to szczególne stanięcie przed Bogiem. Konklawe nie jest debatą wieńczoną głosowaniem. Papież wybierany jest w czasie specjalnej liturgii, w której kardynałowie modlą się m.in. o Ducha Świętego, za Kościół, o wstawiennictwo Najświętszej Marii Panny z Wieczernika oraz świętych Piotra i Pawła. 

Po wcześniejszych debatach, własne projekty i koncepcje powinny zejść na dalszy plan. Najważniejsze jest wsłuchanie się w Ducha Świętego. To najlepsza terapia wobec choroby egoistycznych planów. Bóg przemawia w sanktuarium ludzkiego sumienia. Pragnie udzielać swego Boskiego życia. Im więcej tego życia w sercu, tym bardziej płodna myśl odnośnie osoby przyszłego papieża. Pokorne stanięcie przed Bogiem to zaproszenie do pełni zdrowia w miłości. Nie jest najważniejszy mój projekt, ale żywa relacja z Bogiem i Jego Wola. Tylko owocem takiej relacji może stać się pięknie spłodzona myśl odnośnie tożsamości nowego papieża. Myśl będąca niejako owocem poczęcia z Ducha Świętego. Potem potrzeba już tylko precyzyjnego wcielenia tej myśli w zewnętrznym akcie oddanego głosu. Warto wiedzieć, że przed wrzuceniem głosu do urny każdy kardynał wypowiada słowa: „Wzywam na świadka Chrystusa Pana, który mnie osądzi, że swój głos oddałem na tego, o którym – według Boga – uważam, że powinien zostać wybrany”. 

Otwierajmy się na Boga i człowieka. Opuszczajmy więzienia naszych egoistycznych planów. Wspierajmy kardynałów. Niech sam Bóg uzdrawia naszą niezdolność do życia i miłości. Niech w uzdrawianych sercach rodzi się piękny owoc wyboru nowego papieża. Owoc zgodny z wolą naszego Pana Jezusa Chrystusa.

12 marca 2013 (J 5, 1-3a. 5-16)