Przyjacielska zachęta


„Tam najlepiej, gdzie nas nie ma”. Ileż fascynujących chwil człowiek może przeżyć w tych pięknych krainach naszej nieobecności. Tych miejsc nigdy nie zobaczymy. Z tymi ludźmi nigdy tego nie przeżyjemy. Na okrasę dorzucamy, że marzenia się spełniają. Z takim posmakiem realizmu łatwiej podróżować po drogach naszych zapłakanych tęsknot. Wyobraźnia potrafi kręcić całkiem dobre filmy. Wiele rzeczy w życiu nam nie wychodzi. Ale powiedzmy szczerze, kręcenie filmów z reguły całkiem dobrze nam idzie. Co by to było, gdyby?... 

 Niektórzy mają odwagę wypowiedzieć szczerze do bólu, że to nie tak wszystko miało w życiu wyglądać. Często jednak głęboko skrywamy pragnienie innego życia. Niezgoda na rzeczywistość drąży wnętrze duszy Tu spotykamy często tzw. realistów. Nad nimi to naprawdę nic, tylko ręce załamać. Tak bardzo nienawidzą swego życia, że każdego dnia solidnie dawkują sobie narkotyk przekonania, że twardo chodzą po ziemi. Ach ci zabawni realiści!

Ludzie, którzy mówią, że są nieszczęśliwi, mają jedną wielką zaletę. Raczej zawsze mówią prawdę. Natomiast różnie bywa z ludźmi, którzy płomiennie deklarują swe szczęście. Fakt, pośród nich trochę jest rzeczywiście szczęśliwych. Większość jednak na siłę wmawia sobie szczęście. Nazywanie się szczęśliwym, to jedna z najlepszych masek do przykrywania przed sobą i innymi swej nieszczęśliwej twarzy. Jezus jednak mówi wyraźnie: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 32). Nawet najpiękniejsze deklaracje prowadzą do zniewolenia, jeśli nie są prawdziwe. Zarazem do bólu porażające odczucia, ale zgodne z rzeczywistością, prowadzą do wolności. 

           W tych zmaganiach z przyjmowaniem życia, Papież Franciszek przychodzi nam z pomocą. W swej inauguracyjnej homilii skierował przyjacielskie zaproszenie:  „Strzeżmy z miłością tego, czym Bóg nas obdarzył”! U źródeł, to zachęta do takiej prostej zgody na swe życie. Tak wiele chwil, że żyć się nie chce. Jakże wspaniale byłoby móc nacisnąć specjalny guzik, który sprawi, że przestaniemy istnieć. Tak delikatnie bez rozgłosu. Jesteś. Naciskasz. Nie ma cię. Nie jest to możliwe. Dlatego chyba najlepszy pomysł na życie, to jednak powiedzieć: „Dobrze, Panie Jezu. Niech Ci będzie. Zgadzam się na to moje życie. Będę strzegł Twej obecności w tym życiu. Będę rozwijał dary, które mi dałeś”. 
 
Na drodze naszego życia są konkretni ludzie. W różnych relacjach. Żona, mąż, dzieci, dziadkowie, przyjaciele, przełożeni. Taka zwyczajna troska jednych o drugich najlepiej nam zrobi. Nie popadajmy od razu w jakąś nutę patosu. Po prostu, jest mąż i trzeba się o niego zatroszczyć. Bo jak tej troski braknie, no to co sam biedny zrobi? Jest żona, która tak sobie o tych troskliwych ramionach marzy. Jak ich nie poczuje, to będzie jej smutno i się zdenerwuje. Dla kobiety, niepowtarzalny smak męskiej troski. Dla mężczyzny, niczym nie zastąpiona woń kobiecego zatroskania. A jak człowiekowi w życiu przypadł celibat, to dobra okazja, żeby o różne duszyczki się zatroszczyć.  

           Wycieczki do krainy niespełnionych marzeń. Co pewien czas dobrze zrobią. Ale tak w codzienności lepiej na jawie być pasterzem, który strzeże owieczek swego życia… A jak się tak dobrze przyjrzeć, to tych owieczek jest całkiem dużo. Na pewno jest kogo i co z miłością strzec. 

           20 marca 2013 (J 8, 31-42)