Bądź sobą!


„Bądź sobą!”. To  najlepsza droga do szczęścia. Niby oczywiste, a jednak w duszy tak często tli się pragnienie bycia kimś innym. Plejada osób, których życie wyzwala dyskretnie ukrywaną tęsknotę i zazdrość. Przyjaciółka, która cieszy się wspaniałą rodziną. Kolega, który robi karierę. Znajomi ze szkolnej ławy, którym w życiu się powiodło. Te wszystkie kreacje są rezultatem wewnętrznych dialogów. Człowiek namiętnie słucha głosu swej wyobraźni. Trzeźwy głos Boga pozostaje niedosłyszany. 

W tym kontekście warto zdać sobie sprawę, że nosimy w sobie dwa „ja”. „Ja” prawdziwe i „ja” fałszywe. Pierwsze odzwierciedla naszą rzeczywistą tożsamość. Drugie jest wcieleniem odrealnionej wizji naszego szczęśliwego życia. 

 Wielka pokusa polega na tym, że wiele sił wkładamy w to, aby naśladować życie innych ludzi. Miarą wartości siebie, staje się poziom uzyskania tego pożądanego wzorca. I to jest wielki błąd. Człowiek bowiem zaczyna wchodzić w nie swoją skórę. Kopiowanie szczęścia drugiego jest prostą drogą do własnego nieszczęścia. Jednocześnie najczęściej znamy tylko powierzchownie życie innych ludzi. Próbujemy uzyskać to, czego najczęściej nasi idole tak naprawdę nie mają. 

Tak buduje się nasze fałszywe „ja”. Specyfiką tego „ja” jest nasłuchiwanie tylko własnego głosu lub ostatecznie głosu samego szatana. Głos Boży pozostaje zablokowany. Człowiek stopniowo traci kontakt z sobą samym. Następuje proces wewnętrznego rozbicia. Wnętrze staje się coraz bardziej zafałszowane. Mówiąc obrazowo, powstaje sytuacja podobna do przebywania w nie swoim pokoju. Nawet jeśli doraźnie z czymś jest miło i wygodnie, to na dłużej własne pielesze dużo bardziej umożliwiają dobre samopoczucie. Ludzki błąd potęgowany jest przez działanie złego ducha, który zaczyna systematycznie karmić fałszywym słowem. Swoiste wewnętrzne przesiąkanie obcością i substancjalną złością. Wściekłość, która najchętniej wszystko zamieniłaby w drobny mak. Najgorsze, że człowiek traci tu możliwość pomocy ze strony Boga. Bóg bowiem w pewien sposób nie zna tego fałszywego „ja”. To pewna przestrzeń poza obszarem Jego Stwórczej Miłości. Dlatego to fałszywe „ja” powinno umierać, aby mogło coraz bardziej żyć i promieniować prawdziwe „ja”. 

Prawdziwe „ja” odzwierciedla nasze głębokie „bycie sobą”. Tym razem nikogo nie chcę naśladować czy też kopiować. Jedynym pragnieniem jest być po prostu sobą. Czyli wierność swej niepowtarzalnej oryginalności. Nie oznacza to zamknięcia na innych ludzi. Nie są to jednak wzorce do skopiowania, ale ewentualne źródła inspiracji. Mówiąc inaczej, moim celem jest być tylko i wyłącznie we własnej skórze. To dobry kierunek. Pokusy złego zostają tu poważnie ograniczone. Mistrz iluzji nie przepada bowiem za twardą rzeczywistością. Najważniejsze, że tym razem otwieramy się na pomoc Boga. Jezus mówi: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je”(J 10, 27). 

Wsłuchiwanie się w Słowo Boga jest najlepszą drogą do rozwijania „prawdziwego ja”. Bóg stworzył nas i pragnie, abyśmy odpowiadali na ten konkretny Jego plan stwórczy. Gdy takiej odpowiedzi udzielamy, wtedy stajemy się niejako znani Bogu. Wchodzimy w obszar działania Jego Miłości. Poprzez słuchanie i przyjmowanie Słowa dokonuje się zacieśnianie więzi pomiędzy nami i Bogiem. Człowiek staje się coraz bardziej zadomowiony w swojej skórze. Wszystko coraz bardziej staje się wewnętrznie dopasowane i harmonijnie współgra ze sobą. 

Bóg przychodzi w Jezusie jako Dobry Pasterz. Ten Dobry Pasterz pragnie, abyśmy coraz bardziej stawali się sobą. Troszczy się o to, abyśmy odważnie podążali za głębokim głosem sumienia. Dobry Pasterz chroni przed tymi, którzy chcą kształtować nas na miarę swych oczekiwań. Dokonuje się autentyczne spotkanie z Bogiem. 

„Być sobą” i "być w Niebie" z Bogiem, to określenia pozostające ze sobą w głębokiej przyjaźni.

21 kwietnia 2013 (J 10, 27-30)