Życie w Trójcy Świętej


„Nie ogarniam tego  wszystkiego”, nieraz pojawia się na ustach i we wnętrzu. Przytłaczający nadmiar spraw.  Nerwy przypominają przeciążone linie przesyłowe. Pragnienie, aby wszystko zrozumieć i poukładać najdrobniejsze szczegóły. Wydaje się  rzeczą oczywistą, że gdy człowiek  nie jest w stanie wszystkiego ogarnąć, to musi reagować w taki  znerwicowany sposób. Ale jest to złudne przekonanie. Wcale tak nie musi być. Wobec nadludzkiego nadmiaru można mieć zupełnie inne podejście.
Bezcenną pomocą jest prawda o Trójcy Świętej. Jeden Bóg w trzech Osobach: Ojciec, Syn i Duch Święty (por. J 16, 12-15). Święta rzeczywistość, której największe giganty umysłowe całkowicie nie wyjaśniły i nie wyjaśnią. Trójca Święta zaprasza nas do tego, abyśmy zgodzili się uznać własne granice. Chrześcijanin w odpowiedzi pokornie wierzy. Naprawdę nie wszystko musimy rozumieć. Nie ma żadnej potrzeby, aby każdą sprawę trzymać w swej garści. Nie pojmujemy Trójcy Świętej, a przecież świat się nie zawala. Gdy człowiek przyjmie swe ograniczenia, wtedy powstaje stan wewnętrznej wolności i wytchnienia. Napięcie puszcza. Po prostu, co mogę to rozumiem i robię. Jedyne sensowne przekonanie, to zgoda na fakt, że człowiek sam siebie nie przeskoczy.
Nie chodzi jednak tylko o bezczynną zgodę na to, co niemożliwe i niepojęte. Trójca Święta zaprasza człowieka do wejścia na drogę pokornej kontemplacji. Gdy rozumiem, to zawsze nadal pozostaję w orbicie swego umysłu. Ograniczoność otwiera na miłość, która polega na rzeczywistej relacji z drugim. W małżeństwie, nawet po wielu latach wspólnego życia, mąż nadal nie rozumie żony. W wielu obszarach żona nadal nie pojmuje męża. I co ciekawego się dzieje? Brak całkowitego „chwytania” drugiego wcale nie niszczy relacji. Wręcz przeciwnie, tajemnica umożliwia coraz głębszą miłość. Gdy żona niezrozumiale się zachowuje, to często najlepiej w milczeniu przeczekać. Wielka jest moc bezinteresownego przytulenia i kontemplacyjnego trwania wobec  „nierozumianej kobiecej rzeczywistości”. Gdy mąż zachowuje się tak, że  ręce opadają, dobrotliwe „mam ja z tobą” i pocałunek, naprawdę wiele dobra może sprawić. Ciekawa dynamika. Najpierw nie rozumiem. Potem z miłością kontempluję. Wreszcie doświadczam głębszego poznania drugiego. W ten sposób mistycy wnikają w nieskończoną prawdę o Trójcy Świętej. W Duchu Świętym, to czego logika pojąć nie może, poprzez pokorną kontemplację serce zaczyna w głębi doświadczać.
W promieniach Trójcy Świętej objawia się głęboka prawda miłości, która przezwycięża dwie czysto ludzkie niewłaściwe tendencje. Pierwszy błąd, to utożsamianie egoizmu z miłością. „Kocham Cię” oznacza wtedy tak naprawdę „korzystam z ciebie dla siebie”. Drugi błąd, to nazywanie miłością pysznej postawy samowystarczalności „daję Ci i nie potrzebuję ciebie”. Ojciec, Syn i Duch Święty pokazują, ze Miłość polega na wzajemnej wymianie darów. Miłować prawdziwie, to obdarzać i pokornie przyjmować dar. Miłość jest dawaniem i otrzymywaniem pomiędzy osobami.
Najowocniejszą metodą rzeczywistego zanurzania się w miłosnym misterium jest cierpliwe powtarzanie każdego dnia słów i gestów miłości. Codzienne „kocham cię” pomiędzy miłującymi się osobami nie jest nudnym powtarzaniem. Kropla po kropli drążone są wtedy kamienne obszary dusz. W odniesieniu do Trójcy Świętej, to powtarzanie dokonuje się poprzez uważny znak krzyża wraz ze słowami „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Trzeba przezwyciężać wszelką spłycającą mechanikę tego gestu. Podstawą jest uważna świadomość. Powtarzanie tych Świętych Imion sprawia, że Trójca Święta stopniowo nasyca nasze życie swoim Boskim Życiem. Szczególną wagę ma codzienny znak krzyża po przebudzeniu, przed zaśnięciem oraz w powiązaniu z Eucharystią i innymi modlitwami.

26 maja 2013 (J 16, 12-15)