Szereg komplementów. Kolejne piękne słowa, wyrażające zachwyt.
Dla człowieka zapatrzonego w swe piękno i dobroć, wszelki doznawany podziw jest
wspaniałą pożywką. Świetna okazja, aby karmić swą próżność i chore poczucie
wielkości. Dla osoby mającej zdrowe spojrzenie na siebie, takie nadmierne
komplementowanie traktowane jest zdecydowanie z przymrużeniem oka. Boża mądrość
ostrzega, aby baczniej zwrócić uwagę na takie „komplementujące przypadki”. Nie
można ulec pochopnej naiwnej ufności.
Niejednokrotnie rzeczywiście może się zdarzyć,
że autor dobrotliwych słów jest pełen autentycznej miłości i szczerości. Wtedy
istnieje wspaniała okazja, aby wspólnie coś cennego budować. Usłyszane zaś
życzliwe słowa trzeba po prostu w pokorze serca „przekazać” Bożej Chwale. Tylko
Bóg jest godzien uwielbienia!
Często jednak przejawy „czołobitności” nic dobrego nie
zapowiadają. Trzeba uważać! Jakże wiele przypadków, że dzisiejszy klakier staje
się jutrzejszym zabójcą. Ten niebezpieczny mechanizm wyraziście widać w
ewangelicznym epizodzie w synagodze w Nazarecie (Por. Łk 4, 16-30). Jezus,
ciesząc się już dużą popularnością, został poproszony o odczytanie i
skomentowanie Słowa Bożego. Zdumiewająca jest radykalna odmienność zachowania
tych samych słuchaczy na początku i na końcu całego wydarzenia. Po pierwszej
części, ewangelista relacjonuje reakcję wobec Jezusa: „A wszyscy przyświadczyli
Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego”. Na końcu
całkowita zmiana klimatu: „Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem.
Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry (…),
aby Go strącić”. Dwie jakże przeciwstawne postawy. Najpierw słowa
podziwu i uznania. Potem gwałtowne odrzucenie, a nawet pogarda posunięta aż do
próby dokonania zabójstwa. Płynie z tego bezcenne ostrzeżenie. Ludzie, którzy
teraz bardzo chwalą, za chwilę tymi samymi ustami są w stanie obgadać,
zlekceważyć a nawet pogardzić. Jak to możliwe? Czy rzeczywiście zachodzi tu aż
tak radykalna zmiana w sercach?
Przy głębszym wniknięciu, okazuje się, że
tak naprawdę wszystko przebiega w tej samej logice egoizmu i miłości
własnej. Ludzie w synagodze zachwycali się Jezusem, gdyż początkowo głoszonym
Słowem sprawiał wrażenie, że spełnia ich oczekiwania. Słuchaczami byli pobożni
Żydzi, którzy odebrali lekturę z Księgi Izajasza i pierwsze zdanie komentarza
jako potwierdzenie ich szczególnego wybraństwa. Usłyszeli to, co chcieli
usłyszeć. Dlatego wyrazili pozytywną opinię o mówcy. Jednocześnie trzeba
odsłonić pewien mechanizm. Najczęściej podziw wobec kogoś, tak naprawdę jest
zachwytem nad samym sobą. Poprzez drugiego dokonuje się uwielbienie własnej
osoby. Tak więc fascynacja nad Jezusem w rzeczywistości stanowiła koncentrację
na własnym egoistycznym ja.
Ta bolesna prawda w pełni odsłoniła się, gdy Jezus
powiedział o łaskach, których nie doświadczyli Żydzi, ale przedstawiciele
narodów pogańskich: wdowa z Sarepty Sydońskiej i Syryjczyk Naaman. To
centralnie uderzyło w pychę słuchaczy, którzy uważali się za naród wybrany,
jako jedyny mający prawa do szczególnego Bożego Błogosławieństwa. Jezus wygłosił
prawdę o zbawieniu dla wszystkich. Taka prawda była kamieniem obrazy. Nagle
Jezus przestał być wspaniały, gdy nie spełnił oczekiwań. Co więcej, ujawniła
się zawiść. Zawiść zaś polega na złości, że komuś innemu zostało udzielone coś
dobrego; że ktoś inny jest także kochany i obdarowywany.
Tak naprawdę u słuchaczy nie dokonała się radykalna
zmiana w sercach, a jedynie ujawniły się odmienne reakcje ludzkiego egoizmu i
braku miłości. Najpierw ego zachwycało się nad sobą przy pomocy drugiego, a
później to samo ego chciało zabić drugiego.
Panie, udzielaj nam daru mądrości i chroń nas
przed zgubną koncentracją na sobie…
2 września 2013 (Łk 4, 16-30)