Ciasne drzwi sprawiedliwości



 Wiele lat studiowała prawo. Do końca życia pozostanie wdzięczna wykładowcom, którzy potrafili zafascynować wiarą w istnienie sprawiedliwości. Pełna prawniczo-ewangelicznej pasji służenia człowiekowi, szczęśliwie zaliczyła wszelkie niezbędne staże i podjęła pracę w sądownictwie. 

 I tu zimny prysznic. Z bólem serca zaczęła dostrzegać, że codzienność często kieruje się zupełnie innymi zasadami  niż Prawo Rzymskie i Ewangelia. Mit ślepej Temidy...Poznała smak cynizmu, który z pomocą szlachetnych kanonów staje w obronie jawnej niesprawiedliwości. Na jednym ze spotkań niemalże wstała, aby na cały głos wykrzyczeć: „tak nie można!”. W ostatniej chwili powstrzymała się, sparaliżowana lękiem. Napięcie jednak niezmiennie narastało. Z jednej strony pragnienie wierności Ewangelii i zasadom poznanym w trakcie studiów, z drugiej obrazki niegodziwych zachowań i postaw. Umysł zaczęły wypełniać pytania. Czyż nie grzeszę, godząc się w milczeniu na widzianą nieprawdę? A może zrezygnować z prawniczej drogi? A może „świat realistów” ma rację? 

Tak, to niemiłosiernie konkretne pytania. Jak żyć, gdy człowiek doznaje w sobie potężnego zderzenia dwóch światów? Na dłuższą metę nie można chodzić z takim wewnętrznym napięciem. Trzeba podjąć fundamentalne wybory życiowe. Ale jak? Świetnym punktem odniesienia jest odpowiedź Jezusa na pytanie dotyczące możliwości zbawienia: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli” (Łk 13, 24). W tym świetle warto dostrzec trzy zdecydowanie odmienne możliwości.  

Niestety wielu ludzi dokonuje wyboru „szerokich”, a nawet „bardzo szerokich drzwi”. Nadrzędnym sposobem samousprawiedliwienia staje się tutaj argument dostosowania do tzw. „istniejących realiów”. Oznacza to pominięcie lub wręcz porzucenie Ewangelii, a także np. poznanych w trakcie studiowania etycznych zasad dobrej realizacji swego zawodu. Nieraz nawet młodzi ludzie zaczynają bez żenady wchodzić w różne nieczyste układy. Zarazem chodzi o to, że raczej trudno mieć obraz siebie jako niesprawiedliwego i złego. Dlatego niektórzy, pomimo łamania sprawiedliwości, stąpając po kolejnych stopniach kariery, mają coraz większe przekonanie o swej moralnej prawości. Ale żaden faryzeizm nie przejdzie. Jezus powie na Sądzie: „Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości” (Łk 13, 27).

Inna wersja „szerokich drzwi” polega nieraz na szybkim porzuceniu obranej profesji. To może być  jednak łatwa ucieczka przed podjęciem wyzwania przemiany świata wedle zasad Ewangelii. Jezus nie pozostawił grzesznego świata samemu sobie, ale przyszedł, aby go zbawić. 

Istnieje także swoista nieroztropność „zamkniętych drzwi”. Polega to na tym, że młody człowiek w swej gorliwości i naiwności chce podjąć walkę na zasadzie samotnego Don Kichota walczącego z wiatrakami. Niestety, nie mając odpowiedniego zaplecza, zostanie zignorowany. Gdy zaś będzie mocniej się stawiał, zostanie zniszczony z ewentualną etykietką „niekompetentnego”, a nawet „oszusta”. Oto perwersja Zła, które z ze złych robi dobrych, a z dobrych czyni złych.    

            Najlepiej zaufać Jezusowi i żyć wedle Jego zasady „ciasnych drzwi”. Istota tej zasady polega na trosce o zachowanie uczciwości i sprawiedliwości w sercu i w zewnętrznych działaniach. Wszelkie pozory są bezwartościowe. Ta zasada posiada w sobie swoistą dynamikę. Na różnych etapach życia występują odmienne optymalne formy życia z Jezusem i z ludźmi. Początkowo bardzo ważne jest pokorne trwanie w milczeniu i obserwowanie. Z jednej strony nie można wchodzić czynnie w jakieś zło, zarazem trzeba zaczekać z pochopną walką. Jezus wiele lat się przygotowywał, zanim podjął oficjalne nauczanie i krytykę istniejących niegodziwości. 

W trakcie pokornie można wdrażać Ewangelię w mniejszych sprawach. Sumienna wieloletnia praca pozwoli realistycznie podejmować coraz większe wyzwania. Trwanie przy Jezusie i sukcesywnie nabywane doświadczenie pozwolą czynić coraz więcej dobra na ziemi. Zarazem będzie to droga coraz głębszej znajomości z Panem, który z radością przyjmie nas w Niebie… 

30 października 2013 (Łk 13, 22-30)