„Ależ ze mnie totalna
beznadzieja. Takimi jak ja, Pan Bóg głowy sobie nie zawraca”. „Jestem
porządnym, ciężko pracującym człowiekiem. Dobrze, że przynajmniej ze
mnie Bóg ma pociechę! ”. Te dwa rodzaje myśli, to tak naprawdę tylko odmienne
wersje tej samej kontemplacji własnego „ja”: „beznadziejnego” lub
„pysznego”.
Lepiej w życiową podróż
wyruszyć całkiem inną drogą, która jest kontemplacją Boga-Miłości. W
dzisiejszym dniu wyszukiwarka najlepszych tras do Nieba zdecydowanie na
pierwszym miejscu wskazuje „małą drogę” św. Teresy z Lisieux. Autorka tego
pionierskiego szlaku żyła w latach 1873-1897 we Francji. Swą oryginalną
koncepcję podróżowania poprzez doczesność do Wieczności zaczęła przygotowywać w
domu, gdzie doświadczyła daru świętości swych rodziców. Począwszy od
szesnastego roku życia dalsze poszukiwania prowadziła w Karmelu w Lisieux,
gdzie przybrała imię zakonne Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza
(popularnie znana jako "Tereska").
Powiedzmy szczerze, dostała
porządnie w kość od niektórych kochanych sióstr. Ale wszelkie
upokorzenia znosiła z wdzięcznością i traktowała to jako piękny prezent. W tym
duchu, w 1895 roku oddała się na „całopalną ofiarę miłosiernej miłości
łaskawego Boga”. Gdy rok później zapadła na śmiertelną chorobę, doświadczyła
wielkich cierpień fizycznych i udręk duchowych. Świadectwo całokształtu
swych życiowych zmagań pozostawiła w bezcennych rękopisach
(m.in. „Dzieje duszy”, „Żółty zeszyt”). Świętą „kropką nad
i” były ostatnie słowa, które wypowiedziała z ujmującym uśmiechem na
twarzy: „Boże mój, kocham Cię”.
„Mała droga” ufnej miłości
to naprawdę niesamowita propozycja, która pozwala stawać przed Bogiem z
„pustymi rękami”. Poczucie własnej słabości i grzeszności nie oznacza tu w
żaden sposób dyskwalifikacji i spisania na straty. Wręcz przeciwnie, to świetna
sytuacja wstępna, aby z ufnością rzucać się w ramiona Miłosiernego Boga.
Doświadczana nędza nie oddala, ale wspaniale może przybliżać do Jezusa. Gdy bez
żadnych zasług z ufnością przybiegamy do Chrystusa, wtedy On wypełnia naszą
pustkę swą Boską Obecnością. Tak oto zostaje
przezwyciężona niszcząca pokusa kontemplacji swego „beznadziejnego
ja” lub „pysznego ja”.
Na „małej drodze” celem
kontemplacji jest tylko i wyłącznie Miłosierna Miłość Dobrego Boga. Od tego,
czy „przed chwilą” nastąpił jakiś wielki grzech, czy jakiś chwalebny uczynek,
bez porównania ważniejsze jest to, że „za chwilę” może nastąpić ufne wtulenie
się w ramiona Miłosiernego Ojca. Gdy w Ewangelii uczniowie
doświadczyli czegoś, co im się nie spodobało, zapytali Jezusa: „Panie, czy
chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?”. Ale Jezus
„zabronił im”. Nie pojęli tego, co św. Tereska świetnie uchwyciła. Jezus nie
przyszedł po to, aby ognistym płomieniem oskarżenia i potępienia zniszczyć
grzesznego człowieka. Wręcz przeciwnie, całym Sercem zapragnął przyjść z pomocą
biednemu grzesznikowi.
Boży Płomień Miłości wypala
grzech, aby w ten sposób oczyszczony człowiek mógł cieszyć
się wolnością i szczęściem. Św. Tereska zachęciła swym życiem, aby
nie popadać w beznadzieję. Bez sensu jest także pyszna postawa imponowania Bogu
i sobie uzyskanymi osiągnięciami. „Mała droga” zachęca, aby pokornie uznać swe
słabości i ufnie zwrócić się do Jezusa o pomoc. Nie potrzeba pysznych zasług,
ale pokornego „Boże, kocham Cię i chcę być z Tobą”. Bóg wypełnia takie ufne
serce miłością.
Tak, miłość stała się
najgłębszym powołaniem życiowym św. Tereski: „O Jezu, moja Miłości, nareszcie
znalazłam moje powołanie: moim powołaniem jest miłość!” . Takie pokornie
miłujące serce staje się prawdziwie misyjne. Taka dobra duszyczka nie ocenia,
ale serdecznie staje się „bratem” i „siostrą” dla każdego człowieka. Autora
słów „Bóg umarł”, wielkiego ateistę F. Nietzschego, nazywała swym „biednym
braciszkiem”. Żyjąc zamknięta w fizycznej klauzurze, dzięki sercu
otwartemu na nieograniczoną duchową Przestrzeń Miłości, św. Tereska stała się
wielką patronką misji…
1 października 2013 (Łk 9, 51-56)