Sztuka odkrywania Boga i człowieka


Bardzo poważny wypadek. Samochód całkowicie zmiażdżony. Kierowca, będący pod wpływem alkoholu, wychodzi z tego wszystkiego bez żadnych większych obrażeń. Opinia specjalistów jest jednoznaczna: wedle racjonalnych praw fizyki, ten człowiek powinien zginąć, w najlepszym zaś przypadku odnieść ciężkie obrażenia.  

Wielu ludzi po takim cudownym przeżyciu wchodzi na drogę głębokiego nawrócenia. Jednak we wspomnianej sytuacji, ów człowiek zaprezentował zupełnie inne podejście. Pewny siebie, po prostu uznał, że miał „farta”. Co więcej, wedle swej pokrętnej logiki, „zbawczą zasługę” przypisał alkoholowi… 

W tym kontekście, warto wyróżnić trzy zasadnicze postawy odnośnie relacji pomiędzy Bogiem i człowiekiem. Pierwsza  postawa charakteryzuje się brakiem odniesień do Boga. Wszystko pozostaje tutaj na poziomie czysto ludzkich wyjaśnień. Bóg jawi się jako „hipoteza”, która do niczego nie jest potrzebna. Nawet najbardziej „cudowne sytuacje”, tłumaczone są przy pomocy różnych rozumowych racji.  Ewentualny brak fundamentalnej logiki nie stanowi problemu. Taki sposób  interpretacji świata łączy się z brakiem potrzeby poszukiwania głębszego sensu życia. Bóg pozostaje wielkim nie-odkrytym. Można tu mówić o człowieku bez Boga.

W drugim przypadku, całkiem odmiennie, akcent pada na prawdę o istnieniu Boga. Można odnieść wrażenie, jak gdyby człowiek z całym światem swego przeżywania nie był zupełnie brany pod uwagę. Bóg jawi się jako swoisty zestaw dogmatów i wymogów moralnych, które mają niewiele wspólnego z człowieczeństwem. Niestety, nieraz tak rozumieją swą wiarę zaangażowani chrześcijanie.  Głoszeniu i egzekwowaniu Bożych Prawd towarzyszy brak wrażliwości na człowieka i jego egzystencjalne zmagania i uczuciowe potrzeby. Podkreślmy od razu, że jest to radykalnie błędna interpretacja chrześcijaństwa. Ponadto występuje tu tendencja do poszukiwania „cudowności”. Nieraz rzeczy dające się naturalnie wytłumaczyć już są traktowane jako „nadprzyrodzone cuda i objawienia”. Można to wszystko podsumować stwierdzeniem: Bóg bez człowieka.  

Wreszcie trzecia droga charakteryzuje się głębokim połączeniem prawdy o Bogu i o człowieku. Nie ma tu przeciwstawienia, ale występuje niejako wzajemne ubogacanie się. Prawda o Bogu uwrażliwia na człowieka; pomaga bardziej go kochać i szanować. Z kolei podejmowanie ludzkich spraw prowadzi do odkrywania Boga Miłości. To połączenie w sposób doskonały dokonuje się w Jezusie Chrystusie, który jest jednocześnie prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem. Wiara chrześcijańska rozumiana jest jako zaproszenie do życia wedle tej Bożo-ludzkiej Miłości. 

 Biblijni uczeni w Piśmie mieli trudność, aby dostrzec w pokornym Jezusie Boga. Trwali bowiem  niewolniczo w swych wyobrażeniach o „Wszechmocnym Mesjaszu”, którego zgodnie z tradycją ma poprzedzić wspaniały prorok Eliasz (Por. Mt 17, 10-13). Woleli własny „lepszy” plan: „ja wiem najlepiej, co powinno być i jak powinno być”. Taka zadufana postawa spowodowała odrzucenie „gorszego” Bożego planu. Dlatego Jezus proroczo zapowiedział: „Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał”. I tak się stało. Najpierw został zabity Boży Eliasz, czyli Jan Chrzciciel, który „już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli”. Następnie  w imię  miłości Boga, Jezus-Człowiek został poddany torturom, zabity na Krzyżu i odrzucony!

Wedle Bożego planu, przyjście Jezusa poprzedził i przygotował Jan Chrzciciel, który był zapowiadanym „Eliaszem”. Ten scenariusz nieustannie się powtarza. Bardzo ważne, aby nie przeoczyć i nie zabić swego „Eliasza”, poprzez którego Bóg przygotowuje przyjście Jezusa do naszego serca. Możemy wówczas trwać w iluzji, że jesteśmy z „Bogiem”, a będziemy bez Jezusa…

Pycha prowadzi do postawy: „człowiek bez Boga” lub „Bóg bez człowieka”. Pokora otwiera serce na naszego „Eliasza”, który poprzedza nadejście jedynego Zbawiciela. Jest Nim Jezus Chrystus, który jako Miłość Wcielona umożliwia postawę "Bóg i człowiek"...

14 grudnia  2013 (Mt 17, 10-13)





Droga świętości czy egoistyczna manipulacja?


Bardzo ciekawe! A cóż takiego? Otóż w człowieku możliwe są trzy całkowicie odmienne podejścia do życia: „zawsze na tak” (heroiczne szukanie dobra), „zawsze na nie” (wszędzie dopatrywanie się zła) oraz  „w zależności od preferowanego kryterium” (dobre jest tylko to, co mi pasuje).  

Weźmy przykładowo dwie osoby, z których jedna normalnie odżywia się, zaś druga podejmuje posty. Taką właśnie sytuację mamy w pewnym fragmencie Ewangelii, gdzie mowa jest o Jezusie i Janie Chrzcicielu. „Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników” (Mt 11, 18n).  Zdanie to opisuje postawę ludzi, którzy nastawieni są do wszystkiego „na nie”. Tak więc, gdy Jan Chrzciciel pościł, to został posądzony o uleganie złemu duchowi. Z kolei gdy Jezus jadł, padł ofiarą oskarżenia o obżarstwo. 

Odnosząc się do tego przykładu, warto zrekonstruować dwie pozostałe postawy. Otóż u człowieka „na tak”, Jan Chrzciciel uzyskałby pochwałę za podejmowanie trudu ascezy. Natomiast Jezus stałby się pozytywnym wzorem zdrowego, normalnego trybu życia. Przy trzeciej postawie, zależy jakie jest zasadnicze kryterium oceniającego. Jeśli punktem odniesienia jest asceza, wtedy Jan Chrzciciel zyskałby pozytywną ocenę, zaś postawa Jezusa konsekwentnie byłaby skrytykowana za brak wyrzeczeń. Gdy zaś punktem odniesienia  jest zwyczajne życie bez żadnych udziwnień, wtedy Jezus stałby się bohaterem pozytywnym, zaś Jan Chrzciciel zostałby ubrany w negatywne szaty.  

Zasadniczo droga świętości i otwartości umysłu utożsamia się z postawą „na tak” wobec każdego. Dwóch pozostałych zachowań należy unikać. Ale gdy zachowania te mają miejsce zawsze, nie jest to jeszcze szczyt zła. Najtragiczniejsza jest przewrotność serca, które przyjmuje odmienne kategorie wartościowania w zależności od tego, kto jest oceniany. Mówimy tu o dwóch miarach, w zależności od tego, czy opiniujemy „wroga” czy też „przyjaciela” (ja sam lub ktoś, z kim się utożsamiam). Jest to niestety często stosowany mechanizm cynicznej manipulacji, z którego warto zdawać sobie sprawę.  Zachowując  przykład postu i normalnego jedzenia, zobaczmy jak to konkretnie działa. 


Najpierw  w przypadku „przyjaciela”. Wtedy jest postawa „na tak”. Gdy stosuje on posty, zostaje przedstawiony jako postać wzorcowa, która podejmuje wyrzeczenia z miłości do ludzkości. Dodatkowo może pojawić się utyskiwanie na brak ofiarności w społeczeństwie. Normalne jedzenie będzie tu miało status  czegoś małowartościowego. Jeśli ktoś skrytykuje „przyjaciela” za prowadzenie ascetycznego życia, wtedy otrzyma „solidne bicie”. W klimacie oburzenia, taki krytyk zostanie oskarżony o brak szacunku dla pięknej wartości ascezy i hołdowanie konsumpcyjnym zachciankom. 

Dokładnie taka sama asceza w przypadku „wroga” będzie podlegać diametralnie odmiennej ocenie. Występuje postawa „na nie”. Tym razem podejmowanie postu spotka się z ostrą krytyką, jako przejaw dziwactwa, które rodzi poważne wątpliwości na temat stanu zdrowia psychicznego. Żeby wzmocnić krytykę, ludzie normalnie odżywiający się zostaną ukazani pozytywnie jako przykład  zdrowego rozsądku. Jeśli ktoś pochwali „wroga” za życiowy ascetyzm, zostanie uznany za nieodpowiedzialnego głupca, który promuje niebezpieczne społecznie zachowania. Na dokładkę padnie jeszcze oskarżenie o brak wpisania się w specyfikę współczesnej kultury.  

Tak więc dokładnie te same zachowania, w zależności od osoby, podlegają tu radykalnie odmiennej ocenie. Pochwała dobra i krytyka zła, nie jest tu szlachetnością serca, ale cyniczną manipulacją! Warto uświadomić sobie te wszystkie mechanizmy, aby samemu nie manipulować i nie być manipulowanym. Zarazem chodzi o wewnętrzną czystość i miłość w sercu. Dlatego punktem odniesienia powinna być zawsze prawda, a nie „wróg” lub „przyjaciel”. Zarazem świętość to postawa „na tak” w odniesieniu do każdego człowieka, bez żadnych form segregacji…

13 grudnia 2013  (Mt 11, 16-19)