Życie jest dziwne… Są ludzie, którzy chcą żyć, a
umierają. Są ludzie, którzy chcą umrzeć, a żyją… Pewien człowiek nie miał
większych kłopotów ze zdrowiem. Ale oto nagle gorzej się poczuł. Wykonano
standardowe badania. Bardzo szybko okazało się, że to białaczka w ostrej
wersji. Trudno było stwierdzić konkretną przyczynę choroby; nie było też
żadnych przesłanek dziedzicznych. Po prostu w pewnym momencie doszło do
infekcji wirusowej, niewytłumaczalnych mutacji i dalej wszystko potoczyło się w
piorunującym tempie. Coś takiego może spotkać każdego z nas, w dowolnym wieku.
Kilka miesięcy wystarczyło, aby pożegnać się z tym światem. Ów człowiek do
końca miał nadzieję, że przeżyje. Jak to mówią „walczył z rakiem”; ale nic z
tego nie wyszło. Bardzo chciał żyć, a jednak śmierć z kosą nie wiadomo skąd
raptownie do drzwi zapukała…
Inny człowiek z kolei, od wielu już lat oczekuje
na taki scenariusz. Osłabienie, badania lekarskie, stwierdzenie choroby o
ostrej propagacji komórek nowotworowych i pożegnanie się z ziemskim światem.
Ale niestety lata upływają i w temacie nic się nie dzieje. Cisza.
Człowiek chce umrzeć, a tu wyniki wciąż dobre. I znów daje o sobie znać to
misterium życia dziwnego … Tak po ludzku rzecz biorąc,
jak by to było dobrze, gdyby zwyczajnie przemienić życiowe scenariusze
wspomnianych ludzi. Chcący żyć, szczęśliwie zachowuje życie. Chcący umrzeć,
pięknie umiera. Wszyscy są po prostu zadowoleni. Ileż szczęścia już tu na
ziemi! Zmarły nie musiałby umierać i być opłakiwanym; żyjący bardzo by się
cieszył, że wreszcie już znika z horyzontu doczesnego istnienia.
No cóż, zgodnie z sumieniem warto mieć
pragnienia, ale jeszcze bardziej trzeba pogodzić się tym, jak jest. Powiedzmy
głębiej, z tym co sam Bóg uważa za najlepsze. Nawet Pan Jezus, który tak
pięknie do serca się odwołuje, z potężną mocą ogłasza: „Dopóki niebo i ziemia
nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się
wszystko spełni” (Mt 5, 18). To bezcenna inspiracja. Odnajdujemy najgłębszy
motyw życia. Po prostu posłuszeństwo Bogu, który jako Nieskończona Miłość i
Mądrość wie doskonale „co do joty”, co jest najlepsze. Ciekawy sposób na życie.
Żyję nie dlatego, że chcę żyć, ale dlatego, że Bóg tak chce. W końcu wszystkie
szkoły duchowości nieustannie akcentują myśl, aby nie pełnić swojej woli, lecz
Wolę Bożą. Takie podejście daje wielką wewnętrzną wolność. Już nie są
potrzebne różne opowieści o szczęściu. Choć oczywiście, jeśli są szczerze
wypowiadane, to jest to wysoce chwalebne. Na tej drodze fundamentem jest
jednoznaczne „tak” wobec Dobra i „nie” wobec Zła. „Niech wasza mowa będzie:
Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 37).
Takie podejście chroni przed dwiema wielkimi
pokusami: bunt przeciwko Bogu przy umieraniu i samobójstwo. Pewien człowiek tak
był wściekły na Boga z powodu nowotworu że w akcie zemsty i rozpaczy wyskoczył
przez okno wieżowca. Postanowił uciec przed nowotworem. I w sumie … w akcie
zgonu rzeczywiście nie odnotowano nowotworu jako przyczyny śmierci… Co też
diabeł nie wymyśli? Zarazem niektórzy doświadczają tak wielkiego pragnienia
śmierci, że popełniają samobójstwa. I rzecz ciekawa, nie jest rzadkością, że ci
ludzie w pewnym okresach mówili, że życie jest piękne.
Wielka jest moc radykalnego posłuszeństwa Bogu.
Jeśli Bóg chce, żebym żył, to żyję. Jeśli Bóg będzie chciał, żebym umarł, to
umrę. To tak banalnie proste. Ale przecież Bóg kocha prostotę i szczerych
prostaczków…
16 lutego 2014 (Mt 5, 17-37)