Doświadczenie totalnej niemocy. Wrażenie, że
wszystkie siły uszły z człowieka. Paraliż, który zdaje się bezlitośnie
obezwładniać każdą część ciała. Psychika zaczyna przypominać jedną
wielką pustą przestrzeń. Brak jakichkolwiek sensownych emocji, poza
wszechogarniającym bólem. Na domiar tego wszystkiego przerażająca myśl, że
nawet sam Bóg zniknął z horyzontu istnienia…
Na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste, że
lepiej nie zaznać takich chwil duchowo-cielesnej niemożności zrobienia
czegokolwiek. Z perspektywy kultu własnej siły, wszelka niemoc jawi
się jako skandal radykalnie absurdalny. Ale istnieje także inny punkt widzenia,
który pozwala spojrzeć na rzeczywistość w pełnej prawdzie. Jest to
Mądrość Boża zapisana na kartach Pisma Świętego. Już od pierwszych
wersetów Księgi Rodzaju możemy odkrywać fundamentalną prawdę, że Bóg jest
absolutnym Stwórcą wszystkiego. Nawet najmniejsze skinienie palcem człowiek
jest w stanie wykonać tylko dzięki uprzedniej mocy, otrzymanej od Boga.
Zarazem, po grzechu pierworodnym, szansa na Szczęście istnieje tylko dzięki
Jezusowi Chrystusowi, jedynemu prawdziwemu Zbawicielowi.
Niestety, człowiek bardzo szybko popada w iluzję
bycia „Stwórcą” i „Zbawicielem”. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach raczej
nie składa tego typu deklaracji. Ale w życiu duchowym nie są najważniejsze
teoretyczne tezy, lecz realnie tkwiące w ludzkim sercu przekonania. I tu
zaczyna się problem pychy. Pełne
zarozumiałości zachowania, z których przebija komunikat: „Ja
to jestem mądry i silny, inni to bezsilne głupie mięczaki”.
Istnieje także swoista „wszechmoc nasza
codzienna”. Otóż trzeba uświadomić sobie, że jak człowiekowi
zasadniczo dobrze się wiedzie, to niestety „ego zaczyna pęcznieć”. Można nawet
szczerze mówić „Bóg moim Panem”, a i tak głębia serca namiętnie woła „Ja jestem
moim Panem”. I w takich właśnie realiach życia, doświadczenie niemocy nabiera
wielkiego sensu. To bezcenna okazja, aby każdą komórką, do szpiku kości
doświadczyć swej niemocy; całym ciałem, psychiką i duszą. Dzień takiego
obnażenia może więcej dać, aniżeli dziesiątki najpobożniejszych uniesień.
I teraz dotykamy serca dramatu
duchowego. Wobec zaistnienia stanu słabości, mogą bowiem pojawić się
dwie radykalnie odmienne linie interpretacyjne: „linia pychy” i „linia pokory”.
Postawa pychy polega na usilnym trwaniu i koncentracji na swoim „boskim ego”.
Taki człowiek nie dostrzega, że jego niemoc jest najprawdopodobniej
konsekwencją wcześniejszej pychy. „Pycha poprzedza
upadek”. Doświadczana niemoc powoduje cierpienie niezgody. Jest to
bunt wobec faktu doznawanych ograniczeń. Jezus pyta wtedy z troską: „Czy chcesz
stać się zdrowym”? (J 5, 6). Ale człowiek odpowiada: „dam sobie radę”. Pyszałek
za wszelką cenę chce udowodnić swą samowystarczalność. I rzeczywiście może tego
na pewien czas dokonać. Ale wtedy pycha stanie się jeszcze większa.
Wielka głupota zmarnowanej szansy. Bóg w swoim miłosierdziu, dla nawrócenia,
może wtedy w przyszłości doprowadzić do jeszcze większego upadku. Nie jest
przypadkiem, że nieraz "rozpadają się" ludzie, którzy przez lata
wszystkim udowadniali arogancko, że są niezniszczalni.
Uczeń Jezusa idzie po „linii
pokory”. Na tej drodze doświadczenie niemocy postrzegane jest jako
wielki Boży dar. W sercu człowieka pojawia się szczera wdzięczność, że Bóg
miłosiernie poskromił pychę i dał namacalnie odczuć prawdę: „sam z siebie
jestem nikim i nic nie mogę”. Zamiast buntu występuje głęboka zgoda na swą
ograniczoność. Pokorny chrześcijanin, nie mogąc ruszyć ręką i nogą,
sercem szepcze: „Boże, tylko Ty jesteś Panem”. W stanie utraty sił taka „bezsilna”
modlitwa ma potężną moc. W konsekwencji „dar niemocy” pozwala zrobić kolejne
kroki na pięknej drodze pokory. Jak najbardziej rzeczywiście życie staje się
jeszcze bardziej oparte na Bogu, a nie na sobie. Niech Bóg będzie
uwielbiony w każdym doświadczeniu słabości. To bezcenna okazja wzrastania w
prawdzie, że tylko Bóg jest Stwórcą i Zbawicielem…
1 kwietnia 2014 (J 5, 1-3. 5-16)