„Nie uciekaj! Wtedy cię dopadnie; nawet w
kryjówce na końcu świata. Nie uciekaj, bo wówczas skutki pościgu za tobą będą
beznadziejnie opłakane”. Oto bezcenna intuicja, którą od wieków przekazują nam
mądre księgi. Kim jest ów tajemniczy wykonawca wyroku, który chce zadać
śmiertelny cios? Jaki jest sens tej życiowej mądrości?
Sprawa jest bardzo poważna. Chodzi o zagrożenie
nowotworem złośliwym, który powszechnie znany jest pod nazwą: „Muszę
uciekać”. Choroba objawia się uciekaniem od „przerażającej przestrzeni
problemowej”, ku „cudownej przestrzeni bezproblemowej”. Życiowe problemy nie są
podejmowane. „Uciekanie” staje się pierwotnym budulcem życia. Iluzje stają się
przedmiotem marzeń. Trudność komplikuje fakt, że „ucieczka zrealizowana” daje
początkowo poczucie: „Już nie boli”. Powstaje iluzja odetchnięcia, która łączy
się z zapomnieniem lub „zachłyśnięciem” wspaniałym stanem. To może być dawka
używki, nadmierna praca, rozrywka lub nowa relacja, pozornie niebiańska. Ale
potem widmo wraca z jeszcze większą siłą. We wnętrzu rodzi się przerażenie:
„Znów jest źle, a nawet jeszcze gorzej”. Zanika pokój, narasta lęk.
Nieraz zdarza się, że ktoś ucieka do pustelni,
utożsamiając ją z bezpiecznym życiowym azylem. Po pierwszym zachwycie okazuje
się, że nierozwiązane problemy wracają z jeszcze większą intensywnością.
Pustelnia zaczyna miażdżyć. Kto chce nadal uciekać, musi opuścić pustelnię.
Tak! Pustelnia jest genialnym miejscem, które bezlitośnie obnaża ewentualną
chorobę, jaką jest „nowotwór złośliwy ucieczki”. Pustelnia jest zarazem „świętą
przestrzenią”, w której Bóg przychodzi i ofiaruje życiodajną terapię. W
pustelni może ostać się tylko ten, kto „złamany” (nie-załamany!) zdecyduje się
brać trzy „Boskie lekarstwa”. Jakie?
Najpierw jest to preparat osłonowy o nazwie:
„Akceptacja otrzymanego życia, zero ucieczki”. Następnie zostaje
zaaplikowany mocniejszy środek wspomagający, który nosi nazwę: „Bezwzględna zgoda
na śmierć”. Jest to stan, w którym widzisz swoją śmierć „twarzą w twarz”. Nie
uciekasz jednak z przerażenia. Wręcz przeciwnie, spokojnie, krok po kroku
patrzysz śmierci w twarz, a potem zaczynasz iść w jej kierunku… Wszystko
przebiega spokojnie, zgodnie z uprzednio przygotowanym planem. Bardzo ważne!
Nie jest to jakiś własny plan samozniszczenia, ale Plan Boskiej Opatrzności. I
teraz trzeci, super główny medykament w Chrysto-terapii: „Kontemplacja
Chrystusa”.
Tak! Jezus idealnie pokazuje, jak realizować
wspomniany plan Boga. Bardzo wyrazisty jest tutaj ewangeliczny epizod, gdy
Jezus był w drodze do Jerozolimy (por. Łk 13, 31-35). Wówczas otrzymał
ostrzeżenie: „Wyjdź i uchodź stąd, bo Herod chce Cię zabić”. Słysząc te słowa,
Jezus nie uległ pokusie spanikowania; nie miał „nowotworu złośliwego ucieczki”.
Ze spokojem, który przeszywa najdrobniejsze włókna w rdzeniu kręgowym, Mistrz
wręcz potwierdził swą determinację na drodze do miejsca śmierci: „Muszę być w
drodze, bo rzecz niemożliwa, żeby prorok zginął poza Jerozolimą. Jeruzalem,
Jeruzalem! Ty zabijasz proroków”. Tak! Jezus zdecydowanie idzie „ku śmierci”,
aby wypełnić Wolę Ojca. Święty plan Boga trzeba bezdyskusyjnie zrealizować.
W pustelni ostanie się tylko ten, kto zgodzi się
na „kroczenie w stronę śmierci zgodnie z wolą Boga”. W obecności Boga idziesz
twardo „ku śmierci”. Niech Bóg robi to, co uważa za stosowne. Uciekanie jest
przeklętą drogą, na której i tak diabeł człowieka dopadnie i zniszczy. Dlatego
warto zaczerpnąć z przykładu Jezusa, który był posłuszny Bogu. Bóg zaś
powiedział: Nie uciekaj i nie trwaj bezczynnie, ale idź odważnie „na śmierć” w
Jerozolimie… Jezus poszedł i zgodnie z planem zginął… Już po wszystkim
Ewangelia notuje, że po trzech dniach Jezus Chrystus zmartwychwstał…
Warto dogłębnie to przemyśleć! W każdym razie,
dla mnie próba zdążania Chrystusową drogą, to źródło pokoju serca. Gdy nie
uciekasz, wtedy zaczynasz już teraz odczuwać nieziemską woń Nieba, nawet gdy
cierpienie cię unicestwia…
30 października 2014 (Łk 13, 31-35)