Sztuka wdzięcznej dobroci


Jako młode małżeństwo wyjechali zagranicę. Mieli trudną sytuację finansową, ale przyszłość postrzegali w jasnych kolorach. Podjęli decyzję, że on będzie pracował fizycznie (jedyna dostępna praca), ona zaś będzie studiować za zarobione pieniądze na wymarzonej uczelni. Ukończenie studiów miało w przyszłości zapewnić bardzo dobrą pracę i w konsekwencji znaczne dochody dla rodziny. Projekt został wdrożony w życie. Tak upłynęło kilka lat. Ciężka praca męża, aby opłacić studia żonie, oraz jej ambitna nauka, zostały uwieńczone sukcesem. Dzięki uzyskanemu dyplomowi, żona mogła podjąć wymarzoną, dobrze płatną pracę. Niestety, dla męża cała historia skończyła się tragicznie. Dostał pewnego dnia jak obuchem w głowę. Wkrótce po egzaminach końcowych dowiedział się od żony, że postanowiła odejść od niego. Kto inny okazał się bardziej interesującym kandydatem do dalszej  drogi życia. „Fundator” nie mógł zrozumieć, dlaczego po latach ciężkiej pracy z miłości spotkała go taka „okrutna nagroda”. Gdyby wyrządzał krzywdę, to jeszcze byłoby to jakoś zrozumiałe. Ale przecież wkładał tyle serca, aby pomóc ukochanej żonie w realizacji życiowych marzeń i móc wieść razem szczęśliwe życie! Dlaczego za „nadmiar dobra”, też „nadmiar”, ale nie „dobra”, tylko „zła”?   

Szukając okruchów odpowiedzi, w tej smutnej historii na pewno nie można zatrzymać się na poziomie „złej kobiety” i „dobrego mężczyzny”.  W innych przypadkach role się odwracają i mamy wówczas „złego mężczyznę” i dobrą kobietę”. Gdy spotykamy się ze złem, powodem nigdy nie są „złe kobiety” lub „źli mężczyźni”.  Źródłem jest po prostu człowiek, który popełnił zło. „Kobiecość” lub „męskość” mają jedynie ewentualny wpływ na specyfikę popełnianych złych czynów.

Pamiętając o tym, oraz biorąc pod uwagę wszystkie fakty, w opisanej historii istotne znaczenie miał brak równowagi pomiędzy „dawaniem” i braniem”. Jedna osoba „miłością zaślepiona” dawała, zaś druga roszczeniowo brała, „ambicją motywowana”. „Nadmiar dobra” nie spotkał się z adekwatną odpowiedzią z drugiej strony. Niestety taka sytuacja prowadzi sukcesywnie do swoistej „demoralizacji” egoistycznego biorcy. Z czasem przestaje on zupełnie doceniać otrzymywane dobro. Miłujący darczyńca zaczyna być postrzegany jako ten, który powinien dawać. Odpowiedzią biorcy nie jest wdzięczny szacunek, ale narastające lekceważenie „niewolnika”. Ponadto, nieustanna „nadskakująca dobroć” u osób roszczeniowych wyzwala zdegustowane uczucie: „Jesteś nudny”.  Pomimo posiadania „skarbu” w domu, zaczyna się szukanie atrakcji poza domem. To tłumaczy, dlaczego niejednokrotnie poważnie szwankują lub wręcz rozpadają się związki, gdzie jedna strona jest „z sercem na dłoni”, zaś druga „jakby bez serca”.

„Nadmiar dobroci” umożliwia wzajemne szczęście tylko wtedy, gdy obydwie osoby w relacji mają „wielką klasę”. Być z klasą, to umieć dostrzec i docenić otrzymywane dobro oraz z serca za nie dziękować i odwdzięczać się. To rodzi dialog miłości, który jest wzajemnym obdarowywaniem się. W jednym z ewangelicznych epizodów, taką postawę zaprezentował Samarytanin. Po tym, jak Jezus oczyścił jego ciało z trądu, „upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu”. Mistrz odpowiedział kolejnym dobrem w postaci uzdrowienia jego duszy.   Cały opis oczyszczenia dziesięciu trędowatych, spośród których tylko Samarytanin podziękował, wskazuje na wielkie znaczenie dziękczynienia w odpowiedzi na otrzymane dobro.
W tym świetle, we wspomnianej sytuacji brakło symetrycznej wymiany darów oraz postawy dziękczynienia. Gdy tylko jedna osoba daje i dziękuje, a druga ma postawę roszczeniową, to wtedy niezbędna jest wobec niej „twarda pedagogia miłości ”.  Owocem cierpliwej pracy będzie coraz większy „wdzięczny dar wzajemny”.  Ewentualne niezadowolenie będzie pomoce  dla równowagi emocji pozytywnych i negatywnych. Co więcej, osoba, która wymaga z miłości, staje się bardziej atrakcyjna. Zmniejsza się wtedy pokusa nudnego „dobra na tacy”. W efekcie kolejne lata nie prowadzą do rozpadu, ale służą pogłębianiu miłości dialogicznej. 
 
12 listopada 2014 (Łk 17, 11-19)